czwartek, 31 grudnia 2015

Podsumowanie roku 2015

Rok nam się kończy czas więc na jego podsumowanie. Nie było wiele czasu na czytanie, mam nadzieje na więcej okazji w przyszłym roku. Jak by nie było znalazło się w tym zestawieniu szesnaście kompletnie rożnych od siebie pozycji, zaczynam chronologicznie.

1. Pomnik cesarzowej Achai tom 4 - Andrzej Ziemiański (ebook)
Całkiem przyjemna wariacja co by było gdyby, Polska technologiczne supermocarstwo wybiera się na podbój świata zdominowanego przez magię. Fajne czytadło, nieco rozciągnięte, ale tak bywa gdy całość składa się z kilku lub kilkunastu tomów.

2. Jadąc do Babadag - Andrzej Stasiuk (audiobook)
Podróż przez zapomniane miejsca, dawnej Austrio-węgierskiej słowiańszczyzny, wszystko jest jak gdyby nie z tego świata, zatrzymane w czasie, gdzieś między czasem, niby opowieść, gawęda, trochę realna ale nie do końca prawdziwa...

3. Laska Nebieska - Mariusz Szczygieł (audiobook)
Cykl reportaży o Czechach, a raczej o literaturze czeskiej, jak musiała dostosowywać do czasów w jakich była tworzona, sporo ciekawych historii o naszych południowych sąsiadach.

4. Radiota, czyli skąd biorą się Niedźwiedzie - Marek Niedźwiecki (audiobook)
Marek Niedźwiecki z radiowej trójki opowiada o sobie i swojej pasji, można słuchać i słuchać.

5. W rajskiej dolinie wśród zielska - Jacek Hugo-Bader (audiobook)
Powrót do przeszłości, zbiór reportaży pisanych dla Gazety Wyborczej w latach 90-tych ubiegłego wieku. Sporo ciekawych informacji o Rosji współczesnej, ale również tej radzieckiej.

6. Masa o kobietach polskiej mafii - Artur Górski (książka)
Świadek koronny Masa opowiada o kobietach w polskiej mafii, ile w tym prawdy nie wiem, ale znalazło się kilka ciekawych historii.

7. Zrób sobie raj - Mariusz Szczygieł (audiobook)
Kolejna książka o Czechach tym razem jest to zbiór reportaży, a raczej spostrzeżeń autorstwa Mariusza Szczygła (mieszka w Pradze od kilu lat) o naszych sąsiadach, dlaczego są pragmatycznymi konformistami. Sporo trafnych uwag okraszonych specyficznym humorem.

8. Deyna, czyli obcy - Roman Kołtoń (książka)
Kolejna biografia jednego z naszych najlepszych piłkarzy, sporo o Legii Warszawa i reprezentacji Polski w latach 70-tych. Autor stara się zrozumieć i wyjaśnić pewne wydarzenia z życia piłkarza, a nie tylko ograniczać się do suchych faktów.

9. Rekin z parku Yoyogi - Joanna Bator (audiobook)
Japonia to egzotyczne miejsce, autorka spędziła tam kilka lat i przybliża nam nieco ten obcy dla nas kraj, zdominowany przez rożnego rodzaju subkultury. Okraszone jest to barwnymi historiami z życia. 

10. Dziennik - Jerzy Pilch (książka)
Codzienne wspomnienia, przemyślenia, spostrzeżenia Jerzego Pilcha, trochę o literaturze, piłce nożnej, polityce, religii, przemijaniu itp... Pilch pełną gębą...

11. Czy wikingowie stworzyli Polskę - Zdzisław Skrok (ebook)
Autor próbuje udowodnić, że pierwsi piastowscy władcy Polski to uciekinierzy z wareskiego Kijowa, potomkowie skandynawskich wikingów. Ciekawe spostrzeżenie nie do końca poparte faktami, ale kto wie.

12. Angole - Ewa Winnicka (ebook)
Cykl reportaży o nowej polskiej emigracji do Anglii, kilkadziesiąt historii rodzin i osób które zdecydowały się przyjechać i dać sobie szansę na wyspach brytyjskich.

13. Kici Lucjan Brychczy - Grzegorz Kalinowski i Wiktor Bołba (książka)
Wywiad rzeka z piłkarzem, trenerem związanym z Legią Warszawa niemal od zawsze, sporo informacji o zmierzłych latach 50-tych i 60-tych.

14. Saga o Jarlu Broniszu tom 1 - Władysław Grabski (ebook)
Saga powstała w czasie okupacji niemieckiej w latach 1940/44, czuć ten klimat mocno antyniemiecka i pro katolicka. Trochę przypomina Krzyżaków Sienkiewicza podobnie jak ona pisana ku pokrzepieniu serc, sporo autentycznych postaci z początków polskiej państwowości ale również i tej skandynawskiej (Dania, Szwecja, Norwegia).

15. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietłana Aleksiejewicz (audiobook)
Traumatyczne a zarazem ciekawe dla czytelnika wspomnienia radzieckich kobiet z okresu drugiej wojny światowej, które masowo zaciągały się do armii. Wojna oczami kobiety nie ma nic heroizmu, warto przeczytać by to zrozumieć.

16. Przejrzeć Anglików - Kate Fox (książka)
Tą książkę powinienem przeczytać dziesięć lat temu, ułatwiła by mi zrozumienie wielu aspektów i niuansów kultury angielskiej, ale jak to mówią lepiej późno, niż w cale. Warto naprawdę warto poznać te różnice.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Władca pierścieni... biały kruk

Koniec roku nastraja sentymentalnie, wracają wspomnienia te czytelnicze również. Niecały tydzień temu zapuściłem sobie trylogię firmową Petera Jacksona "Władca pierścieni", przyplątała się moja córka i zainteresowała się historią, a ja wróciłem wspomnieniami do roku 2001 i mojej wakacyjnej podroży do Anglii.


Było to wyjątkowe lato praca i odpoczynek w pięknej miejscowości  Canterbury siedzibie angielskich biskupów, zielonej i pełnej architektonicznych reliktów przeszłości. Szczególnie utkwiła mi w pamięci olbrzymia katedra i zachowana niemal w całości przepiękna średniowieczna starówka. Zabrałem ze sobą powieść Tolkiena, by w wolnych chwilach nadrabiać zaległości czytelnicze przed planowaną na koniec roku premierą filmową. 
Opowieść o dzielnych hobbitach, ich przygodach pełnych niebezpieczeństw, przyjaźni i poświęceniu wciągnęła mnie. Gdy czytałem o hobbitowie widziałem hrabstwo Kent, kolorowe owocowe sady, zielone łąki, pastwiska, a gdzieś pośród nich małe hobbicie domki. Mali bohaterzy szli, szli i szli by dotrzeć do Mordoru, a ich misją było uratowanie świata i zniszczenie pierścienia władzy. Szczęśliwie dla mnie i dla nich dotarliśmy do pozytywnego zakończenia historii. Wróciłem do domu, a tuż po Nowym Roku wybrałem się do kina. Szok, niby oglądam tą sama opowieść, czterej hobbici, karzat, elf, mag i człowiek. Problem polegał na tym, że kompletnie inaczej się wszystko nazywało. Frodo nie był Bagoszem z Bagosza ale Baginsem, jego mały przyjaciel miał zupełnie inne imię (Radostek - Merry), krzat był krasnalem, Łazik Obieżyświatem. Można było by tak długo, inne nazwy miejsc (Włosci - Shire), przedmiotów itp itd.
Poszperałem w sieci i znalazłem problem, tak się złożyło że moje tłumaczenie Władcy Pierścieni było autorstwa Jerzego Łozińskiego, jest to pierwsze wydanie  z roku 1996/97 kolejne były poprawione i przywrócono oryginalne nazewnictwo Tolkiena. Zostałem więc posiadaczem wydawniczego białego kruka.
Z tego co się orientuje na rynku funkcjonują trzy tłumaczenia Marii Skibiniewskiej (wykorzystane przy tłumaczeniu obrazu filmowego), Marii i Cezarego Frąców i Jerzego Łozińskiego.

niedziela, 27 grudnia 2015

Świąteczne prezenty

Pierwszy poranek po świętach, prezenty rozpakowane, a co niektóre napoczęte, trzeba przyznać, że jak co roku Mikołaj spisał się na medal...


1. Wszystkie wojny Lary Wojciecha Jagielskiego były na szczycie mojej listy, opowieść matki muzułmanki, ponoć chwyta za serducho i jest jak najbardziej aktualne, zwłaszcza dzisiaj...
2. Idę tam gdzie idę autobiografia Kazika Staszewskiego, musiałem i muszę przeczytać, cała druga połowa lat 90-tych to słuchanie i rozmowy o Kaziku... do tej pory pamiętam gdy mój współlokator z  akademika fan Kultu, po kilku głębszych nucił przed snem Jestem odpadem atomowym...
3. Przygoda z owcą, hm... trochę czuję się dziwnie że jeszcze nie zetknąłem się z literaturą z pod znaku japońskiego pisarza Harauki Murakami, będzie okazja nadrobić zaległości... 
4. Nigella Bites, gotowanie to ostatnio moja zawodowa pasja a Nigella Lawson jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych kuchennych celebrytek, mam nadzieję, że kila pomysłów na świetne danie będę mógł wykorzystać jeszcze w tym roku...

... biorę się za czytanie... pa...

czwartek, 24 grudnia 2015

Ta Noc...

1 W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. 2 Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. 3 Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. 4 Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, 5 żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. 6 Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. 7 Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.



8 W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. 9 Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. 10 Lecz anioł rzekł do nich: "Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: 11 dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. 12 A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie". 13 I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: 14 "Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania".
15 Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: "Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił". 16 Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. 17 Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. 18 A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. 19 Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. 20 A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane.

*  *  *

Cytat pochodzi z Ewangelii św. Łukasza i w niemal w każdym polskim domu jest czytany w wieczór wigilijny, gdy pierwsza gwiazda pojawi się na niebie, przy stole z dwunastoma daniami... Szczęśliwych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia ślę Wszystkim... A leluja...

sobota, 19 grudnia 2015

Mały Książę

Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu pamięta o tym... Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół... Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać... Nigdy nie jest dobrze tam, gdzie się jest... Idąc prosto przed siebie, nie można zajść daleko... Czasem odłożenie pracy na później nie przynosi szkody... Zamiast tępić zło, lepiej szerzyć dobro... Człowiek to ktoś, kto nosi w sobie coś większego niż on sam...
Wszystkie cytaty pochodzą z jednej niewielkiej objętościowo książki Antoine de Saint-Exupery "Mały Książę", a jest to tylko ich część wrzucona zupełnie przypadkowo.



Kilka dni temu przybyła do nas paczka świąteczna z książkami i dwoma filmami dla Zosi. Jednym z nich była próba ekranizacji Małego Księcia. Los chciał, że nie było mnie w domu, a moje kochane dziewczyny rozpakowały całość, chciał nie chciał jeszcze tego samego dnia obejrzeliśmy film i to dwukrotnie.
Film idealnie trafia w dziecięcą publikę, a całość to opowieść w opowieści, ale tak zręcznie przedstawiona, że dorównuje pierwowzorowi. Ortodoksyjni fani mogą z tym się nie zgodzić,  historia przedstawiona w książce jest tylko pretekstem do innej opowieści, jest jednym z głównych wątków ale nie jedynym, oba tak się przeplatają że dostajemy nową jakość.
Mamy małą dziewczynkę i jej mamę, która próbuje zaplanować dziecku życie, w tym celu przeprowadzają się do domu, który znajduje się w tej samej okolicy co jedna z najlepszych szkół w kraju. Są wakacje, a dziewczyna ślęczy nad książkami, krok po kroku realizując rozrysowany przez matkę plan. Wszystko się zmienia gdy poznaje starszego pana z naprzeciwka. W jej życiu zdominowanym tylko przez naukę i liczby pojawia się światło. Okazuje się, że sąsiad był pilotem i dawno temu na pustyni poznał małego chłopca. Staruszek dzieli się swą historią. Mijają kolejne wspólnie spędzane na czytaniu dni, dziewczyna czuje się szczęśliwa zaczyna coraz więcej rozumieć, aż do incydentu z samochodem. Gdy dowiaduje się o tym matka nie jest zadowolona, że jej pociecha odrywana jest od nauki, ta jednak do końca pragnie poznać historię Małego Księcia, gdy ją poznaje jest rozczarowana i oszukana. Wszystko się zmienia gdy staruszek ląduje w szpitalu...
W tym momencie zaczyna się nowa opowieść. Nie wszystkim może się podobać bo poznajemy dalsze dzieje Małego Księcia, ale całość wciąż niesie ze sobą to same przesłania co oryginał tyle, że bardziej współczesne i podane na tacy. Mojej córce się podobało, właśnie jesteśmy po czwartym seansie. 

piątek, 18 grudnia 2015

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Życie składa się z wyborów, wiele wartościowych wydarzeń umyka nam bo akurat dokonaliśmy innej decyzji. Podobnie jest z literaturą nie jesteśmy w stanie ogarnąć wszystkiego co byśmy chcieli. Swietłana Aleksijewicz i jej publikacje od jakiegoś czasu były w sferze moich zainteresowań aż do tego roku gdy została uhonorowana literacką nagrodą Nobla. Jestem w posiadaniu dwóch jej dzieł Czarnobylska modlitwa i Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Trochę przez lenistwo i braku czasu sięgnąłem po tą drugą, która nabyłem w formie audiobooka.


Lektura tego zbioru reportaży była dla mnie jak podróż na Marsa, bądź Wenus. Po pierwsze bo są to historie kobiet które brały udział w operacjach frontowych II wojny światowej, a po drugie bo te kobiety to Rosjanki i do tego mocno z dogmatyzowane przez system sowiecki. Wojna wygląda nieco inaczej gdy opisują ja kobiety. Szły na wojnę z obowiązku, same się zgłaszały, bardzo często nie mówiąc prawdy o swoim wieku wbrew woli rodziców. Wychowywane w komsomołach w sowieckiej wierze pragnęły na równi z mężczyznami uczestniczyć w obronie ojczyzny.
Sama autorka piszę, że jest to książka nie o wojnie, a o człowieku na wojnie, a raczej kobiecie na wojnie. Jest tu sporo o heroicznych czynach wyciąganiu czołgistów z płonących maszyn, wynoszeniu rannych podczas ostrzału itd itp, ale przede wszystkim o zmaganiu się kobiety z wojną, rozwiązywaniu jej kobiecych spraw, higienie, samotności, rozczarowaniu. Wszystkie są młode mają 16, 20 lat nagle widzą śmierć najpierw swoich najbliższych później kolegów z frontu. Gdy wracają do domów są stare i schorowane, do tego wracają z opinią kobiet frontowy.
Nie uświadczymy tu jakiegoś szerszego kontekstu wojny, przedstawionych jest nam kilkadziesiąt kobiecych opowieści i wokół nich toczy się historia. Towarzysze broni nazywają je siostrzyczkami, poza kilkoma wyjątkami nie usłyszymy o tym co działo się z kobietami, które doświadczyły wyzwolenia z rąk radzieckich żołnierzy, zresztą i te wyjątki tłumaczone są realiami wojny. 
Dramat zaczyna się jednak po wojnie, rozbite rodziny, brak akceptacji społecznej i powolne wypieranie się sukcesów kobiet podczas wojny. Zapomnienie i samotność. Wiele z nich po dzień dzisiejszy żyje rozpamiętywaniem wojny, czasem ich młodości.
Książka początkowo wydaje się trochę chaotyczna. Skaczemy między wydarzeniami i czasem. Ma to jednak sens, gdyż dramaty poszczególnych kobiet są jakby poza nimi. Świetna książka, ale chyba nie dla każdego.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

The Last Kingdom serial

BBC nakręciło świetny serial na podstawie powieści Bernarda Cornwella. Nazwisko gdzieś mi się kołatało w głowie przy okazji Trylogii Świętego Graala, ale kompletnie nie zdawałem sobie sprawy że jest on twórcą serii o przygodach angielskiego żołnierza Richarda Sharpa. Książek nie czytałem, ale swego czasu TVP emitowała 15 odcinkowy serial BBC pod podobnym tytułem z Seanem Beanem w roli głównej, naprawdę świetny kawał kina osadzony w okresie wojen napoleońskich.
Wracając jednak do "Ostatniego Królestwa", trochę z zazdrością przyglądałem się jak angielska telewizja publiczna ekranizuje powieść osadzoną w okresie podbojów wikińskich i krystalizowania się państwa angielskiego.


  

Przedstawiona jest tu historia syna angielskiego możnowładcy. Uther po śmierci ojca dostaje się do niewoli Wikingów, a w zasadzie jarla Ragnara, który ponad wszystko ceni odwagę i męstwo. Chłopak jest zadziorny i bitny, stary wiking widzi to i dlatego czyni z młodego niewolnika, prawie swego syna.
Młodemu chłopakowi zdecydowanie bardziej odpowiada życie wśród Wikingów, nieskrępowane, dzikie i wolne, nieograniczone surowymi nakazami religii chrześcijańskiej, gdzieś jednak w głębi duszy nie przestanie być synem swojego narodu. Okazja nadarza się gdy jego przybrana wikińska rodzina zostaje haniebnie zamordowana a on sam musi się skryć i odnaleźć zemstę na mordercach. Rusza więc do największego na wyspie królestwa Wesseksu, by u boku tamtejszego władcy móc dokonać zemsty. Nic jednak nie układa się po myśli młodego wojownika, zostaje wplątany w sprawy wagi o wiele większej niż prywatna wendeta.
Serial jest o tyle ciekawy iż pomimo tego że akcja toczy się wokół głównego bohatera, poznajemy kawał średniowiecznej historii Anglii. Najazdy wikińskie, zjednoczenie rozbitych królestw pod władzą Alfreda Wielkiego, walka chrześcijaństwa z wciąż nie do końca wykorzenianymi starymi religiami, zdrady itp itd.
Serial ma tylko 8 odcinków a po obejrzeniu poczułem jakbym obejrzał kilka sezonów Gry o tron, akcja non stop pędzi do przodu, Uther gna przez ten średniowieczny świat na złamanie karku, jego towarzysze wyraźnie nie nadążają za nim, wykruszają się gdzieś po drodze,  a szczególnie mowa tu o płci pięknej. Robi dużo głupot nie uczy się na błędach (przynajmniej w tej odsłonie) ale jest honorowy i sprawiedliwy. Trochę potrwa nim przekona do siebie władcę Wesseksu i wiele poświęci by uratować swoją starą nową ojczyznę. Naprawdę świetny serial. 
Mam nadzieję że nie będę musiał długo czekać na kontynuację, Ostanie Królestwo to pierwszy tom z cyklu o Wojnach Wikingów która ma w sumie pięć odsłon.      



sobota, 12 grudnia 2015

Wroniec

Zimny grudniowy wieczór, wróciłem z pracy i na chwilkę przysiadłem na sofie. Dziewczyny gdzieś na górze szaleją, wkrótce przerwa świąteczna. Automatycznie sięgam po książkę z półki, traf chciał że trafiam na książkę wyjątkową, baśń dla dorosłych. Wroniec to nietypowa książka jak na Jacka Dukaja, to taki skok w bok od tego o czym pisze na co dzień. Dostałem ją na gwiazdkę 2009 roku, nim jednak zapoznałem się z treścią nastała gwiazdka kolejnego roku 2010, teraz przed kolejną, powróciłem do lektury ponownie.


Bohaterem jest mały sześcioletni chłopiec, Adaś. Adaś mieszka wraz z rodzicami, siostrą i babcią na jednym z wielu szarych polskich osiedli PRL. Na niemal takim samym jak i ja gdy byłem w jego wieku. Mieszkanie urządzone jest identycznie jak miliony podobnych mu w w latach 80-tych. Te same meblościanki , wykładziny i mały czarno-biały telewizor w centralnym miejscu domu. Rodzice całymi dniami pracują a dziećmi zajmuje się babcia. Dni mijają a największą atrakcją chłopca jest przyglądanie się ludziom i budynkom za okna. Wszystko zmienia się w pewny grudniowy wieczór, gdy w telewizorze pojawia się generał.




Kilka godzin później do domu Adasia zlatują się wrony rozbijają szybę i porywają jego rodzinę. Z pomocą chłopcu przychodzi sąsiad pan Beton, wspólnie w tą zimną grudniową noc próbują odnaleźć najbliższych chłopca. To co wydarza się potem nie jest do końca rzeczywiste, przynajmniej w naszym rozumieniu. Na brudnych szarych ulicach sześcioletni chłopiec spotyka wiele dziwnych postaci (miłychpantów, drapierzne kruki, stalowe suki, bubeków, złomota itp) które w dorosłym świecie maja swoje odpowiedniki, podąża przez miasto spowite Gazem a jego bronią jest umiejętność posługiwania się bajkami np. czapka staje się niewidką a odnaleziona U-Lotka pozwala mu się unosić nad miastem. Jego magiczne umiejętności, gdzie specjalne maszyny zszarzeją ludzi, ułatwiają mu konfrontację z tytułowym Wrońcem, który mieszka w wysokiej wieży w centrum miasta. Nim jednak dotrze na miejsce czeka go mnóstwo przygód, mnie osobiście podobał się fragment w kolejce, kiedy to Adaś utkną ukrywając się przed miłympanem i zaczął zapuszczać korzenie...



Opowieść trwa jedną noc, jest to jednak bardzo długa noc i choć kończy się szczęśliwie to jednak ma kilka poziomów jej zrozumienia. Magia przeplata się z rzeczywistością, jak w Alicji w krainie czarów postacie z bajki to odzwierciedlenie realnych istniejących rzeczywiście. Czytelnik bez względu na wiek odnajdzie tu coś dla siebie. Uniwersalna opowieść o miłości, stracie i poszukiwaniu osadzona w trochę nierealnym świecie, ale czy komunizm był realny, może też był tylko snem małego chłopca. Całość jest pięknie ilustrowana i godnie prezentuje się na półce 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Jadąc do Babadag

Długo krążyłem wokół prozy Andrzeja Stasiuka, często był mi gorąco polecany, szczególnie jego autobiografia "Jak zostałem pisarzem" i "Jadąc do Babadag" cykl reportaży z podróży po Europie centralnej. Jakoś do tego roku nie było mi po drodze, może dlatego że spotkałem się z opinią, że jego twórczość może jedynie zainteresować wałęsającego się po świecie wagabundę, co zajrzy do każdej dziury, a krowie łajno to dla niego perfuma z najwyższych półek. Trafiłem na niego nieco okrężnie, a mianowicie poprzez audiobook i nie żałuje.


Do tego typu książek trzeba mieć odpowiedni nastrój, to nie jest typowy reportaż z podróży w konkretne miejsce, to jest gawęda opowiadana wieczorem gdzieś przy kominku z kuflem dobrze schłodzonego piwa. Warto sobie dawkować tę opowieść, zanurzać się w nią i wyobrażać sobie wszystkie te miejsca, o których opowiada narrator. To powieść-esej, wyrażony w tej postaci strumień myśli, wątki plączą się ze sobą i nagle z Rumunii jesteśmy na Węgrzech i dzieje się już coś innego. Tak naprawdę jesteśmy naraz wszędzie bo nie odczuwamy jakieś różnicy kiedy autor opowiada o Słowacji czy Rumunii. Podróżując po południowej Polsce, Węgrzech, Słowacji, Rumuni tudzież Bałkanach pozostajemy w tej samej czasoprzestrzeni a cały ten obszar to po prostu dawna  monarchia austrio-węgierska.
Specyficzny styl Stasiuka nie wszystkim przypadnie do gustu, fakty poprzeplatane są wydarzeniami z przeszłości i teraźniejszości, wszystko to się nawzajem przenika i już sami nie wiemy co jest fikcją a co prawdą. Pomieszanie rzeczy istotnych z banalnymi, magii z prozą życia codziennego. Miejsca, które przedstawia można odnaleźć na mapie, naniesione są tam granice między narodami, u Stasiuka jest to jednak jedno miejsce ci sami ludzie te same problemy to słowiańszczyzna, która już nie istnieje, a na pewno nie tak jak przedstawia autor. Sam gdzieś wspomina, że rzeczy które się wydarzyły są kłamstwem, bajaniem o tym co przemija. Warto, warto choć na chwilę znaleźć się w tym świecie.

niedziela, 6 grudnia 2015

Dzieci z Bullerbyn

Dzisiejszy wpis jest mikołajkowym chcę trochę zerknąć w przeszłość gdy każdego ranka mleko lało się strumieniami a ja będąc małym pacholęciem całymi dniami łaziłem umorusany od góry do dołu. Tak więc, będąc dzieckiem notorycznie przetrzymywałem książki ze szkolnej biblioteki, szczególnie upodobałem sobie twórczość Astrid Lindgren. Mając 10 lat zaczytywałem się w jej książkach, do dzisiaj mam takie marzenie by pewnego razu zamieszkać wraz z rodziną, gdzieś na wsi pośród pól i lasów jak moi mali bohaterowie z "Dzieci z Bullerbyn" i by moja córka miała okazję na przeżycie takich banalnych przygód jak one. Dla mnie namiastką takich przygód były wakacje u moich krewnych w pod radomskiej wsi. Noce na sianie, zabawy w Indian, popołudnia w jabłkowym sadzie, kąpiel w rybnym stawie itp itd.



Dzieci z Bullerbyn to książka wyjątkowa, po raz pierwszy przeczytana dobrowolnie i samodzielnie. Tak naprawdę to wszystko dzięki szkolnej świetlicy w której spędzałem czas po zajęciach lekcyjnych oczekując na rodziców. Było tam sporo dzieci, ale mieliśmy własną grupę, trzech chłopców i dziewczynę. Dziewczynka miała na imię Ania i wszystkim nam się podobała. Jej ulubioną pisarką była Astrid Lindgren, a w naszej bibliotece była dostępna jedynie książka o dzieciach z Bullerbyn i tak rozpoczęła się moja przygoda.
Książkę pokochałem tak bardzo że przez półroku nie pokazywałem się w bibliotece by tylko nikt mi nie kazał jej zwrócić. Każdego wieczoru i poranka przed szkołą na nowo przeżywałem przygody dzieci z małej szwedzkiej osady. Gdy te wracając ze szkoły odnalazły złotą koronę i kupiły sobie mnóstwo słodyczy i ja wracając ze szkoły sprawdzałem każdy pęk trawy, a nuż odnajmę swój skarb. Jakoś nie bardzo przeszkadzało mi, że głównym narratorem jest dziewczyna, a chłopcy tylko sprawiają kłopoty. Historia była super i tyle.
Dziś gdy ponownie powróciłem do lektury czytając mojej sześcioletniej córce, wspomnienia powróciły, a całość nic a nic nie straciła na aktualności. Zosia również wraca do opowieści w wersji angielskiej ucząc się czytać i na nowo poznaje przygody szóstki dzieci z Bullerbyn.

wtorek, 1 grudnia 2015

Pomnik cesarzowej Achai

Podchodzę do tego tekstu kolejny raz. Ponad dekadę temu miałem przyjemność nieco pofolgować swojej wyobraźni i pogrążyć się w lekturze Achai trzy tomowej historii o księżniczce z królestwa Troy. Autor Andrzej Ziemiański przedstawił alternatywny świat pełen przemocy i brudnej polityki. Główna bohaterka najpierw zostaje podstępnie pozbawiona tronu przez macochę, potem wcielona do armii, dostaje się do niewoli zostaje niewolnicą a następnie kurtyzaną. Jest to historia walki i drogi po władzę widziana z kilku perspektyw. Zwycięstwo nie oznacza wcale szczęśliwego zakończenia a jego koszt to ból i cierpienie. Zresztą cała ta opowieść to jedno wielkie cierpienie pomimo swego przesłania, nie zachęcająca by czytać je kolejny raz, bo jakże można kibicować historii w której bohaterka jest gnębiona i poniża, daje się jej nadzieje, by po chwili odebrać, a wszystko powtarza się w koło i w koło. Mimo to przeczytałem. W roku 2012 na półkach sklepowych pojawiła się kontynuacja Andrzej Ziemiański widocznie zatęsknił za tematem i postanowił powrócić do świata wykreowanego dziesięć lat wcześniej, a ja o zgrozo ponownie zagłębiłem się w lekturze.



Pozmieniał niemal wszystko, pozostawił świat a akcję umieścił 1000 lat po wydarzeniach z poprzedniego cyklu. Świat podzielony jest na dwie części Górami Bogów, ciągną się dookoła globu i sięgają stratosfery, tak wysoko, że jeszcze nikt nie zdołał ich przebyć. Półkula południowa nie ma pojęcia co znajduje się na północnej i na odwrót. Nagle pojawiają się ludzie za gór, którzy stoją cywilizacyjnie i technicznie o wiele wyżej od tubylców, żeby było bardziej interesująco są to żołnierze armii polskiej, a wraz z nimi przybywają incognito tajemniczy Ziemcy. 
Ziemcy to nie ludzie, w przeciwieństwie do istot rozumnych w opisywanym świecie nie są stworzeni a raczej ewoluowali ze zwierząt. Wszyscy szukają mitycznego pomnika cesarzowej Achai, który jest bramą, przejściem pomiędzy światami.
Mamy trójkę bohaterów czarownicę Kai, oficera polskiego wywiadu kapitana Tomasza i jakby nie z z tej ziemi, panią inżynier, a wszystko to taki miszmasz techniki i magi w nieco bondowskim stylu. Polska po drugiej stronie gór to mocarstwo, mające metalowe okręty, łodzie podwodne i latające statki. Polacy proponują wsparcie militarne podupadającemu cesarstwu, jedynie czego pragną to wybudować bazę wojskową w tej części świata i ropy na którą jest wysokie zapotrzebowanie w ich kraju, a tu jest to kompletnie bezużyteczna ciecz. Muszą się śpieszyć bo nie tylko oni jedyni mają podobne plany, a do tego dochodzą tajemniczy Ziemcy i bliżej nieokreślona organizacja. Bardzo fajne czytadło, idealne jako taki płodozmian przed czymś ambitniejszym. Minus, trochę na siłę rozciągnięte, niby sporo akcji i wątków, ale nie wprowadzą niczego nowego i nie popychają fabuły do przodu. Jak do tej pory wydane zostało cztery tomy, ale pewnie nie skończy się na kolejnych dwóch.