niedziela, 26 stycznia 2020

Księga Welesa

Kazałem czekać na kolejny wpis wymówką może być brak czasu i natłok obowiązków, ale również powrót do fotografii i związanych z tym dłużysz spacerów, które mam nadzieję wyjdą mi na zdrowie. Wracając do książek czytam ich w tej chwili kilka z mojej coraz dłuższej listy wstydu. Problem trzech ciał nabyty w poświątecznej wyprzedaży i Błoto słodsze niż miód lada dzień skończę i mam nadzieje że podzielę się moimi uwagami w lutym. Dziś będzie o Księdze Welesa przetłumaczonej i zredagowanej przez Witolda Jabłońskiego.


Księga Welesa reklamowana jako Biblia Słowian budzi sprzeczne uczucia, a jej powstanie owiane jest tajemnicą i wieloma kontrowersjami o czym pisze w posłowiu tłumacz a raczej luźny interpretator oryginału, który dotarł do naszych czasów tylko jako kopie kopi tekstu odnalezionego w XIX wieku. Historia słowiańszczyzny spisana na 38 deczułkach podzieliła świat jedni uznają je za obraz przedchrześcijańskiej społeczności inni za bezczelny falsyfikat. Z braku oryginalnych deseczek  spór nie do rozstrzygnięcia. Przychylał bym sie jednak do tezy że powstał w na przełomie XVIII i XIX wieku gdy twórcy romantyczni bardzo często sięgali po motywy przedchrześcijańskie jak Ignacy Kraszewski w Starej Baśni czy Adam Mickiewicz w swoich utworach poetyckich.
Ciekawa to pozycja, trochę nie spójna mieszająca fakty i wydarzenia, ale po mimo tego tajemnicza i w duchu słowiańskich wierzeń. Polecam..