niedziela, 24 kwietnia 2016

Rycerz Siedmiu Królestw

Po opowiadania George R.R. Martina Rycerz Siedmiu Królestw po raz pierwszy sięgnąłem wiosną roku 2014 oczekując na czwarty sezon serialu HBO Gra o tron, dziś jest dzień amerykańskiej premiery szóstego sezonu i ponownie sięgnąłem po książkę. 


Akcja opowiadań toczy się na kilkadziesiąt (kilkanaście) lat przed wydarzeniami w Grze o tron, w Westeros panuje względny pokój a czytelnik poznaję kraj wędrując z błędnym rycerzem  Dunkiem i jego giermkiem Jajem. Między oboma jest dziwna relacja podwładności. Pomimo że to Dunk jest seniorem to liczy się bardzo ze zdaniem swego giermka. Z czasem nawiązuje się między nimi nić przyjaźni i wzajemnego szacunku. Jajo to nie jakiś zwykły pomagier, to potomek króla, który pod przykryciem poznaje swój kraj. Sytuacje jakie ich spotykają bywają niebezpieczne, ale dzięki umiejętnością obu podróżników wychodzą z nich bez szwanku. Los który ich ze sobą związał, zwiąże ich na dłużej. Sympatycy sagi Georga Martina rozpoznają w nich późniejszego króla potomka rodu Targaryenów, Aegona V (brata Aemona ślepego maestra w Nocnej Straży) i jednego z największych dowódców Gwardii Królewskiej.
Historia jest dużo lżejsza niż w sadze Pieśni Lodu i Ognia, poznajemy genezę wielu późniejszych konfliktów, ale jest to tak przy okazji, skoncentrowani jesteśmy tu przede wszystkim na przygodzie dwóch młodych awanturników, kompletnie różnych od siebie, wiernych jednak kodeksowi rycerskiemu i przyjaźni. Czyta się dużo lepiej niż sagę, o dziwo nie ma tu zaskakujących zwrotów akcji i uszczuplania liczby bohaterów z którymi się z żyliśmy. Sympatyków Gry o tron natomiast zapraszam na kolejne epizody nowego sezonu.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Podróże z Herodotem

Lubię wracać do Kapuścińskiego, lubię jego spokój i to jak przedstawia świat, jak go opisuje i jak wplata to co zastaje w szerszy historyczny kontekst. Zdaje sobie sprawę że zasada od szczegółu do ogółu jak mantra wklepywana jest na zajęciach z reportażu, ale niedoścignionym mistrzem jest Ryszard Kapuściński.



Podróże z Herodotem to tylko pretekst by snuć swoją opowieść, piękną opowieść o miejscach odwiedzanych przez Kapuścińskiego, na przemian przeplatanych z tym co opisywał Herodot w swoim dziele 2500 tysiąca lat wcześniej. Miejscami nie jesteśmy pewni kto tu jest głównym narratorem Kapuściński czy Herodot. Po pierwsze obaj mieli tą samą cechę potrafili się dziwić napotkanym rzeczą, sytuacją, ludziom, dociekać dlaczego tak jest, pytać o genezę  wydarzeń. Geneza i historia nawet bardziej ich obu interesowała niż zastana rzeczywistość. Rzeczywistość była tylko odniesieniem do przeszłości do tego co było, do tego co zaklęte w opowieściach napotkanych ludzi.

W świecie Herodota niemal jedynym depozytariuszem pamięci jest człowiek. Żeby więc dotrzeć do tego, co zapamiętane, trzeba dojść do człowieka, a jeżeli mieszka on daleko od nas, musimy do niego pójść, wyruszyć w drogę, a kiedy już się spotkamy - usiąść razem i wysłuchać, co nam powie, wysłuchać, zapamiętać, może zapisać. Tak zaczyna się reportaż, z takiej rodzi się sytuacji.

Początkowo jak twierdzi Kapuściński podobnie jak Herodot czerpie swą wiedzę z rozmowy z ludźmi. Pierwsze spotkanie z dziełem greckiego historyka ma miejsce w trakcie studiów historycznych, jest to jednak jedynie forma wykładu, dyskusji rozmowy nauczyciela z uczniami (Dzieje Herodota nie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski). Z braku jakichkolwiek książek po drugiej wojnie światowej wiedza i dzielenie się nią następuje w formie ustnej. Uczy się więc dopytywać dociekać jak jest, jak było, konfrontować różne opinie. Jest to bardzo przydatne później gdy zostaje reporterem. Jedynym problemem może być język i niemożliwość skomunikowania się z innym (pierwsze wizyty w Indiach i Chinach są tego przykładem).
Herodot nie ma tego problemu jego świat to świat greków i greckich kolonii, pomimo tego wędrując wychodzi poza krąg znanego mu świata by móc przekazać jak świat postrzegają inni. Mamy więc Persów, Scytów, Egipcjan, Etiopów, Hindów, innych z którymi stara się skomunikować i poznać ich dzieje. Opisuje wiele ciekawych wydarzeń, początki wojen greków z persami (historia Krezusa), megalomanie władców (Dariusz i Kserkses) chęć władania całym światem. Zaznacza jednak że pamięć ludzka jest zwodnicza.

Ludzie zapamiętują to, co chcą zapamiętać, a nie to, co działo się w rzeczywistości. Każdy bowiem barwi ją po swojemu, każdy w swoim tyglu czyni z niej własną miksturę. Dotarcie więc do przeszłości jako takiej, takiej, jaka była ona naprawdę, jest niemożliwe, dostępne są nam tylko różne jej warianty, mniej lub bardziej wiarygodne, mniej lub bardziej dziś nam odpowiadające. Przeszłość nie istnieje. Są tylko jej nieskończone wersje.

Pomimo tego zbiera dostępne wersje i stara się je opisać. Podobnie czyni Kapuściński, zasłyszane historie opisuje próbując przekazać szerszy kontekst. Detale to tylko pretekst, ozdoba mająca nas zachęcić do dalszego poznawania ludzkiej natury i jej historii. Tym jest reportaż, dążeniem do poznania prawdy najczęściej będącą sumą subiektywnych doświadczeń.
Autor sprytnie wplata swoje doświadczenia z doświadczeniami greka, opowiadając tymczasem swoją historię, prywatną autobiografię podróżnika. Warto poświęcić tych kilka chwil by spojrzeć na świat oczyma Herodota i polskiego reportażysty. Warto bo to kawał dobrej opowieści o nieprzemijających regułach rządzących naszym światem.

środa, 13 kwietnia 2016

Top 10 książek Ryszarda Kapuścińskiego

Natchnieniem to sporządzenia tego rankingu było nabycie Podróży z Herodotem w wersji audio i kilkunastogodzinne nasiąkanie opisem świata widzianego oczyma Ryszarda Kapuścińskiego. Herodot i jego przedstawienie świata starożytnego to tylko pretekst do snucia opowieści o miejscach które odwiedził autor. I o to chodzi bo nie wyobrażam sobie kogoś lepszego kto mógłby połączyć te dwa odległe światy w jedną całość. Kapuściński jest w tym najlepszy, a o jego wielkości niech świadczą jego książki. Poniżej przedstawiłem ranking 10 najlepszych (zdaniem użytkowników serwisu lubimyczytac.pl) książek najlepszego polskiego reportażysty XX wieku. Po kolei mamy miejsce, średnia ocena i ilość osób oceniających.

10. Wojna futbolowa - 7,31 (1544)

09. Jeszcze dzień życia - 7,33 (746)

08. Rwący nurt historii - 7,34 (386)

07. Chrystus z karabinem na ramieniu - 7,4 (629)

06. Cesarz - 7,4 (5251)

05. Lapidaria I-III - 7,44 (253)

04. Podróże z Herodotem - 7,44 (2762)

03. Szachinszach - 7,75 (1790)

02. Heban - 7,77 (3807)

01. Imperium - 7,96 (2713)


Ogółem Ryszard Kapuściński wydał 48 pozycji, pod uwagę uwzględniłem książki ocenione przynajmniej przez 250 osób. Mały problem miałem z Lapidariami, które były uwzględniane kilkakrotnie, osobno i razem (sześć tomów), pod uwagę wiozłem zbiorcze wydanie wydawnictwa Agora. Zapraszam do moich recenzji Rwący nurt historii i Heban, w najbliższym czasie podzielę się wrażeniami z innych dzieł mistrza.

Ps. Wszystkie dane zgodnie z dniem 13 kwietnia 2016 roku.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Limes inferior

Po raz kolejny wróciłem do książki Janusza Zajdla Limes inferior, autora który pomimo, że był mi znany choćby z nagrody jego imienia (Nagroda Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla), to jednak nigdy nie zadałem sobie trudu by lepiej poznać jego twórczość. Było tak, aż do roku 2009 gdy niemal przez jeden rok pochłonąłem wszystko co wydał za życia. Pogrążałem się w lekturze która zadawała wiele pytań na temat naszej cywilizacji, udzielała kilku odpowiedzi a przede wszystkim pozostawiała nam furtkę na samodzielnie poszukiwania i interpretacje.


Sneer, główny bohater Limes inferior to hedonista i playboy zarabiający na życie jako liffter, osoba która za pieniądze (nielegalnie) pomaga podwyższyć ludziom test na inteligencje. Ktoś może zapytać po co? No cóż świat w którym żyje Sneer różni się nieco od tego naszego. Porządek społeczny w Argolandzie (tak nazywa się miejsce wydarzeń) opiera się na podziale społeczeństwa na siedem klas społecznych, oznaczonymi cyframi od zera do sześciu, w zależności od wyniku testów na inteligencje. Za gotówkę w mieście służą trzy rodzaje punktów: czerwony, żółty i zielony, przyznawane odpowiednio: – w zależności od samego faktu istnienia – każdy niezależnie od kompetencji i pracy dostaje taką samą liczbę punktów czerwonych, – w zależności od klasy społecznej – każda klasa ma inny przydział punktów zielonych, – w zależności od rodzaju wykonywanej pracy – punkty żółte. Towary luksusowe i bardzo dobrej jakości można kupić wyłącznie za żółte (zwane "kanarkami"), za zielone – zwykłe, a za czerwone – wyłącznie podrzędnej jakości. Punkty przechowywane są na tzw. Kluczu – kombinacji dowodu osobistego, karty kredytowej, zegarka, kalkulatora, certyfikatu klasy intelektu oraz czytnika linii papilarnych (który pozwala na korzystanie z Klucza wyłącznie jego właścicielowi).
A teraz pomyślcie sobie że ten cały porządek społeczny to tylko zasłona dymna, by kontrolować ludzkość, a poza tym wszystkim jest coś więcej. Główny bohater odkrywa prawdę, ale to jakie następstwa i konsekwencje będą za tym szły kompletnie przemeblują jego spostrzeganie świata. Zajdel pisząc swoją powieś pod koniec lat siedemdziesiątych (1979-1980) miał sporo materiału empirycznego, który umiejętnie wplata w historię.
Fabuła wciąga akcją i światem zbliżonym do tego w jakim żyjemy, wszystko jest prawdopodobne a nawet czasami czujemy że prawdziwe, realne. Aluzje do komunizmu (stojący pod bankami kameleony oferujące wymianę punktów po nieoficjalnym kursie) i kapitalizmu (dążenie do globalnego konsumpcjonizmu). Słabym punktem, o ile taki można znaleźć, jest zakończenie (to moje subiektywne zdania), fabuła ucięta jakby w środku interesującej akcji chciało by się powiedzieć jeszcze i jeszcze...  pozostaje niedosyt... i pytania bez odpowiedzi?!

Ps. Tak zupełnie na marginesie... koncepcja klucza przypisanego do konkretnego obywatela, przypomina mi dzisiejsze smartfony... jest taka scena w książce gdy Sneer gubi (traci) klucz i ma w związku z tym problemy w odnalezieniu się w tej nowej dla niego sytuacji. Traci nie tyle rzecz, ale swoją pozycję i status w społeczeństwie.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Funky Koval

Podsumowując (nieformalny) tydzień z komiksem na blogu, dziś będzie wpis o polskim superbohaterze Funky Kovalu autorstwa tria: Polch, Parowski, Rodek.




Po raz pierwszy komiks z Funky Kovalem, ujrzał światło dzienne w drugim numerze "Fantastyki" jesienią 1982 roku. Swoje nazwisko, imię, oraz oczywiście wygląd, Koval zawdzięcza B. Polchowi. Seria powstała na podstawie konspektu, stworzonego przez Wiktora Żwirkiewicza i Jacka Rodka. Początkowo głównego bohatera nazywano Punky Rock i miał być kosmicznym agentem, przeżywającym przygody w różnych fantastycznych rzeczywistościach. Planowano, że kolejne epizody będą rozgrywać się w różnych sceneriach - od przestrzeni kosmicznej, poprzez "inner space", aż po fantasy (mnie osobiście, trochę przypomina to serię o przygodach czasoprzestrzennego agenta Valeriana). Gdy jednak rozpoczęły się konkretne prace nad projektem, Parowski i Rodek zgodzili się z Polchem który zaproponował, aby bohater nazywał się Funky Koval. Jak podobno stwierdził sam Polch: "... też są konotacje muzyczne, ale Koval wniesie do komiksu ździebko polskości"... i tak już zostało...


Historia rozpoczyna się od wizyty Funky'ego w biurze szefa policji. Koval chce bowiem zostać kosmicznym detektywem. Zostaje wysłany z misją w ochronie tajnej przesyłki. Podczas akcji poznaje Brendę Lear, która namawia go do współpracy z detektywistyczną agencją "Universs". Pierwszą akcją w jakiej Koval bierze udział wkraczając w szeregi agencji, są wybory "Miss Universum", dzięki którym nasz bohater poznaje Lilly Rye, która staje się poważną konkurentką Brendy w walce o jego względy. Nieco później Funky musi zrezygnować z urlopu w towarzystwie pięknej Lilly, aby wypełnić zlecenie rządowe, dotyczące manewrów Drolli w przestrzeni kosmicznej. Tak wychodzi na jaw afera nazwana "Zodiakalną", którą Koval rozpracowuje praktycznie w pojedynkę. Od tego momentu, wbrew oczekiwaniom, zamiast pasma sukcesów, rozpoczynają się kłopoty "Universs" i próba odsunięcia jej od śledztwa w sprawie Drolii. Jednak na przekór konkurencji agencja montuje ekspedycję na planetę Denebola 4, która wydaje się być kluczem do całej afery. Brenda Lear, Funky i Paul Barley wyruszają z misją odkrycia tajemnicy drzemiącej w DB 4.
Nie chce tu streszczać całości fabuły, sam posiadam zbiorcze wydanie z roku 2002 na które składają się trzy albumy: Bez oddechu (1987), Sam przeciw wszystkim (1988), Wbrew sobie (1991). W roku 2011 ukazał się kolejny album Wrogie przejęcie, bardzo chłodno przyjęty przez fanów serii. 
W komiksie jest wiele odniesień do sytuacji politycznej schyłku PRL, nawiązań do znanych postaci ówczesnej nomenklatury (gen. Jaruzelski, Urban, dziennikarze Dziennika telewizyjnego) dzięki czemu zyskał status kultowego wbijając się w pamięć dzisiejszych trzydziesto-czterdziestolatków. W serii z lat 90-tych Wbrew sobie autorzy również starają się przemycić co nie co z otaczającej rzeczywistości (stół - tym razem trójkątny, twarze znanych polityków itp), ale widać pewne zgrzyty fabularne spowodowane prawdopodobnie różnymi gustami politycznym i konfliktami miedzy samymi twórcami.  Potwierdza to fakt, że na kontynuację (powstała bez udziału Jacka Rodka) musieliśmy czekać 20 lat, a która to zakończyła się fiaskiem artystycznym i komercyjnym. Od kilkunastu lat słychać plotki o przyszłej ekranizacji, która jednak pozostaje w strefie marzeń, ale kto wie.