niedziela, 30 października 2016

Popiół i kurz

Wielkimi krokami zbliża się Halloween. Nie jestem zwolennikiem, ani przeciwnikiem obchodów tego święta, które ma swoje korzenie w wierzeniach celtyckich. Druidzi sądzili, iż w dzień Samhain zacierała się granica między zaświatami a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej było się przedostać do świata żywych.


Popiół i kurz Jarosława Grzędowicza mocno nawiązuje do zbliżającego się święta. Główny bohater trudni się odsyłaniem dusz w zaświaty pobierając za to symboliczną opłatę. Ma on rzadki dar, potrafi we śnie przenosić się do świata pomiędzy, mrocznego miejsca gdzieś między Niebem a Piekłem, gdzie błąkają się zagubione dusze, demony i inne bliżej niezdefiniowane istoty.
Główny bohater to outsider żyjący na pograniczu, za dnia profesor etnografii w nocy przewodnik dusz. Wnikliwy badacz i obserwator pokręconego ludzkiego losu, ludzi trzymających się kurczowo jedynego znanego im świata, pomimo śmierci wciąż myślących że żyją.
Pewnego razu ma dość nietypowy sen widzi mnicha wiszącego na cierniowym krzyżu, który kilkakrotnie się powtarza. Następnie dowiaduje się o śmierci swojego przyjaciela zakonnika. Ten pozostawia mu list który jest jednocześnie kluczem do skrywanej tajemnicy. Prawdę o jego śmierci może odkryć tylko w jednym miejscu w świecie Pomiędzy.
Grzędowicz potrafi stworzyć klimatyczną historię z zaświatami w roli głównej, jego bohaterowie są z krwi i kości, a czytając kolejne strony od czasu do czasu przenika nas dreszcz grozy, kolejne wydarzenia umiejętnie budują napięcie do końca nie wiemy jaki los czeka zbłąkane dusze.
Książka ta to na pewno nie jest arcydzieło literatury grozy, sporo tu zapożyczeń, tępo nieco zwalnia w środku historii, pomimo tego świetnie się czyta i zachowuje ten rozpoznawalny znak, rękę autora, którego bardzo cenię za sagę Pan Lodowego Ogrodu.  Raczej lekka lektura idealna na helloween'owy wieczór.

piątek, 28 października 2016

Tęczowe wróżki

Miałem całkiem miły tydzień z córką, bardzo absorbującą osóbką. Dwukrotnie zaliczyliśmy kino (Sekretne życie zwierzaków domowych i Trolle), odwiedziliśmy lokalne muzeum, oglądaliśmy zachód słońca w Exmouth i myszkowaliśmy w bibliotece. Oczywiście najwięcej przyjemności sprawiło mi myszkowanie w wiadomym miejscu, tym bardziej że kończący się tydzień to oficjalny Reading Week na uniwersytecie. Zosia wybrała sobie jedną książkę co mnie bardzo nie zdziwiło bo była to pozycja z jej ukochanego cyklu Rainbow Magic.


Będzie więc okazja opowiedzieć trochę o ukochanej serii książkowej mojej córki. Autorka Daisy Meadows popełniła już ponad 200 tomów tej historii, Zosia jest w posiadaniu pierwszych siedmiu części (cykl nosi tytuł The Rainbow Fairies) oraz kilku zeszycików tematycznych związanymi ze świętami i z tego co mi wiadomo jest to jej największy skarb umiejscowiony tuż przy łóżku. Obecnie wzbogaciła kolekcje o kolejne trzy tomy The Showtime Fairies namiętnie psując sobie oczy przy nocnej lampce.
Historia nie jest zbytnio skomplikowana dwie dziewczynki Rachel i Kirsty wraz z rodzicami spędzają wakacje na przepięknej a zarazem jak się później okaże magicznej wyspie Rainspell Island. Wspólnie odkrywają że w miejscu w którym kończy się tęcza znajduje się dzban z dość tajemniczą zawartością, a jest nią tęczowa wróżka Ruby. Nie potrafi powiedzieć jak się tam dostała i gdzie się podziały jej siostry. Pamięta jedynie jak Jack Frost obraził się na wróżki i poprzysiągł im zemstę. Dziewczynki oczywiście rozpoczynają swe śledztwo, które prowadzone będzie przez kolejne sześć zeszytów, będą poznawać magiczny świat wróżek i problemy z jakimi się borykają. Każdy kolejny zeszyt kończy się odnalezieniem wróżki reprezentującej jeden z kolorów tęczy. Przygoda potrwa całe wakacje u kresu których staną się najlepszymi przyjaciółkami.
Zosia również ma swoją koleżankę od serca i jak bohaterki mają swoje wróżkowe tajemnice...


niedziela, 23 października 2016

Ostatnie kuszenie Chrystusa

Po lekturze Królestwa Emmanuela Carrera postanowiłem sobie odświeżyć mocno kontrowersyjną powieść Nikosa Kazantzakisa Ostanie kuszenie Chrystusa.


Pierwsze moje spotkanie z książką to połowa lat 90-tych, sięgnąłem po nią dość przypadkowo i nieświadomie przeszukując zbiory biblioteki publicznej. Nie dostrzegłem w niej niczego co było by zaprzeczeniem mojej wiary. Była to dla mnie historia alternatywna, nawet bardzo prawdopodobna biorąc pod uwagę ludzką naturę Jezusa. Nie do końca rozumiejąc nauk wpajanych mi przez kościół chłopiec z Nazaretu był dla mnie dzieckiem Bożym który poprzez swoją mękę i śmierć na krzyżu odkupił nasze winy i grzechy. Będąc człowiekiem jednak, miał prawo wyboru i wolną wole, stąd pojawiający się w ewangeliach szatan kuszący Chrystusa.
Autor książki właśnie w takiej sytuacji stawia Jezusa, tuż przed jego śmiercią szatan ma swoją ostaniom szansę by zawrócić go z drogi wyznaczonej mu przez Boga. Obdarza go wizją świata bez śmierci na krzyżu, gdzie zakłada rodzinę i dożywa sędziwego wieku. 
Czytając to alternatywną historię uświadamiamy sobie jakiego wysiłku, heroizmu i poświecenia wymagał czyn Jezusa. Jednocześnie historia biblijna zatacza koło szatan kuszący Ewe i Adama w Raju odnosząc zwycięstwo skazuje nas na potępienie, Chrystus nie ulegając tej pokusie dokonuje naszego zbawienia.
Moje drugie spotkanie z książką to jej ekranizacja z roku 1988 w reżyserii Martina Scorsese. Film nie odbiega bardzo od oryginału (książka opatrzona jest wstępem pozwalającym na zrozumie zamiarów autora) wywołał jednak wiele kontrowersji i w wielu krajach jest pozycją zakazaną. Podobnie było w Polsce. Jak do dziś pamiętam starą herbaciarnie w bocznej uliczce Lublina z małą salką na piętrze gdzie co czwartek odbywały się projekcje kontrowersyjnych filmów. Oglądają po raz pierwszy film Scorsese poczułem się jak pierwsi chrześcijanie gdzieś w katakumbach starożytnego Rzymu dyskutujący o boskości Jezusa Chrystusa. 



sobota, 8 października 2016

Zawsze nie ma nigdy

Nieco nietypowo dziś zacznę, a mianowicie od końca i ostatniego cytatu z książki "Pan Bóg, jeśli oddać sprawę w jego ręce, przyglądał się mojemu przypadkowi i mówi tak: Jedyną rzeczą która może mu pomóc, jest parkinson. Bo na parkinsona będzie chorował dłużej".


Przewrotny ten Pilch, ale jeżeli taka była wola boska to w tym miejscu pragnął bym podziękować za kolejne lata obcowania z prozą wielkiego pisarza. Chociaż, niby dane nam jest jeszcze kilka lat ale dar jakim obdarzony został Pilch w swoim aktywnym stadium nie pomaga w pisaniu.
Zawsze nie ma nigdy to wywiad rzeka jaki Ewelina Pietrowiak przeprowadziła z Jerzym Pilchem na przełomie maja i sierpnia 2015 roku. Należy jednak uściślić, że wywiad ten to raczej świetnie podana gawęda na temat tego co było, jest i będzie. Pilch godzinami może rozprawiać o swoich pasjach, spotkaniach z ciekawymi ludźmi i o książkach które przeczytał. Szczególnie gdy jego słuchaczem jest mu bliska osoba.



W książce mamy sporo informacji na temat dzieciństwa, w szczególności relacji z ojcem,  który w domu tylko bywał. O miłości Pilcha do piłki nożnej a przede wszystkim Cracovii Kraków, o jej początkach, lepszych i gorszych momentach. Nie mogło zabraknąć miejsca o rozważaniach damsko-męskich, tym bardziej że autorkę na przełomie wieków łączył czteroletni związek (nie ma mowy o tym w wywiadzie). Sporo jest tu również o jego rodzinnej Wiśle, jego życiu gdzieś pomiędzy Krakowem a Warszawą, jego pasji zbierania książek, niechęci do podróżowania, epizodach aktorskich w teatrze i kinie,  ale przede wszystkim jest o jego chorobie i nałogach (picie i palenie). 
Książce natomiast nie znajdziemy nic na temat pierwszej żony Pilcha i jego córki Magdaleny Bielskiej, również pisarki. Pisząc nic, mam na myśli jakichkolwiek pytań na ich temat, bo mamy jedno zdjęcie z roku 1980.


Pilch nie już młodym człowiekiem, przypomina o tym na każdym kroku, ale wciąż ma tą pasję zrozumienia świata. Dlaczego jest tak a nie inaczej, dlaczego tak zwana mądrość życiowa przychodzi na starość, a nie gdy jest się w sile wieku, kiedy może wszystko jeszcze zmienić i poprawić. Zawsze nie ma nigdy to gra słów, głupcem jest ten, kto chce kategorycznie o czymś orzekać i choć Pilch w co drugim zdaniu coś opiniuje za chwile wszystko to kwestionuje. Póki żyje może jeszcze wszystko zmienić.

czwartek, 6 października 2016

Paradyzja

Proza Janusza Zajdla jest niczym puszka Pandory, świat po jej otwarciu nie jest taki sam. Czujemy się tak jak gdyby wyrwano nas z Matrix'a. Opowieść przedstawiona przez autora pomimo że fabularnie umiejscowiona w przyszłości, przedstawia  problemy dotyczące ludzkości w roku 2016. Zajdel natomiast stworzył swoją książkę ponad 30 lat temu, do tego w innym systemie politycznym a pomimo  upływu czasu jej treść nic nie traci na aktualności.



Historię uniwersalną która nigdy się nie zestarzeje, wbrew pozorom nie jest łatwo napisać, tym bardziej gdy osadzamy ją gdzieś w przyszłości, prędzej czy później będzie musiała być skonfrontowana z rzeczywistością. Paradyzja jest antyutopią, ukazującą społeczność zamkniętą wewnątrz sztucznej satelity, odosobnionej od reszty świata na 100 lat. Mieszkańcy tego sztucznego twora, żyją w ciągłym stanie zagrożenia i permanentnej inwigilacji. Strach podsycany jest przez lokalną telewizję i władzę. Wróg czyha na każdym rogu by zniszczyć ich wspaniały, kruchy świat. Przed stu laty pozostawieni na pastwę losu przez mieszkańców ziemi, tylko dzięki swemu uporowi i wspólnemu zorganizowaniu uniknęli śmierci. Życie nie jest jednak proste ich nowy świat krąży wokół planety bogatej w surowce, planeta ta jednak nie jest  zdatna do osiedlenia i zamieszkania. Tak przynajmniej sądzą ich przywódcy.
Rinach jest dziennikarzem z ziemi, swoimi reportażami ma ocieplić wizerunek mieszkańców Paradyzji. Nie jest to jednak jedyny cel wizyty. Jego zadaniem jest poznanie prawdy o faktycznym położeniu mieszkańców. Poznaje ją, ale czy będzie potrafił to wykorzystać by pomóc potomkom osadników z Ziemi.
W książce poruszane są trudne tematy społeczne miejsca jednostki w grupie i wpływ grupy na nią, ale przede wszystkim jest to studium na temat manipulowania faktami i środkami masowego przekazu. Każdego dnia władcy planety bombardują miliony obywateli odpowiednią dawką propagandy. Granice się zacierają, mieszkańcy są ogłupiani, pracują ciężka dla idei, która nie ma nic wspólnego  z faktycznymi realiami. Choć mogłoby się wydawać, że ich los jest beznadziejny wciąż tli się iskierka wiary w inny lepszy świat. Jak w każdym totalitaryzmie istnieje grupa ludzi rozumiejąca sytuację. Czy zdolna podjąć walkę. Czy może jedynie pragnąca przetrwać, przeżyć. Konformizm to słowo klucz w tej powieści, poszczególne jednostki dbają jedynie o swoje cele, dla jednych jest to przeżycie dla innych utrzymanie dotychczasowego statusu.
Zajdel do doskonały obserwator i demaskator wszelkich ruchów społecznych a przede wszystkim ludzkich ułomności. Jego książki to fabularyzowane eksperymenty socjologiczne prawdziwe naukowe obrazy nas samych. Warto po nie sięgnąć by choć przez chwilę przejrzeć się w nich w niczym lustrze.

sobota, 1 października 2016

Królestwo

Dawno, dawno temu, powiedzmy tak na oko 2000 lat temu, gdy po ziemi stąpał Jezus z Nazaretu, powszechnie mawiano, że bez względu jaką drogę się wybierze zaprowadzi nas do Rzymu. Nim książka Emmanuela Carrera znalazła się na mojej półce minęło trochę czasu. Najpierw już prawie kupiłem ją w wersji elektronicznej w ostatniej chwili wycofując się z zakupu, następnie będąc w Polsce mając ją już w koszyku odłożyłem na półkę przerażony jej objętością i miejscem w bagażu. W chwili zawahania towarzyszyła mi myśl, cóż takiego nowego dowiem się o początkach chrześcijaństwa czego wcześniej nie przeczytałem u źródła czyli w Biblii i w setkach książek nawiązującej do niej, jak również w dziesiątkach programów nadawanych w telewizji.



Ostatniego dnia tuż przed wylotem zakupiłem jednak książkę, z wypiekami na twarzy jeszcze pierwszej nocy przed powrotem do domu czytałem historię człowieka poszukującego w Jezusie boskości. Dwie i pół godziny w samolocie minęły niemal nie zauważone, gdy młody dopiero co nawrócony pisarz zmaga się z dziwaczną nianią zatrudnioną trochę pod wpływem miłosierdzia bożego i codziennego czytania ewangelii św. Jana. Jego perypetie związane z dosłownym wdrażaniem słów Jezusa, były pouczające i zabawne zarazem. Z czasem jednak jego wiara przygasała, analityczny umysł brał górę nad metafizyką, by krok po kroku mijać się ze szlakiem z ochotą wybranym kilka lat wcześniej. Autor nie zapomina o synu bożym ale z braku dowodów stać się agnostykiem niczemu nie zaprzeczać ale również niczego nie potwierdzać. 
Sześćdziesięcioletni autor  po raz kolejny zmierza się ze swoją wiarą, szuka dowodów dlaczego tak wielu ludzi na świecie podążyło za słowami człowieka z Nazaretu. Druga część książki do swego rodzaju dochodzenie, krok po kroku przyglądanie się postacią występującym w ewangeliach. Pierwszoplanowymi bohaterami jest święty Paweł z Tarsu i jego uczeń Łukasz zwany Ewangelistą. Według badaczy chrześcijaństwo swój sukces zawdzięcza Pawłowi, to on wyrwał z lokalnego zaścianka i wrzucił małą sektę żydowską na szersze wody ówczesnego cesarstwa rzymskiego. Nauczał w Azji, Grecji, Rzymie a nawet Hiszpanii, cechował się wielką charyzmą i siłą ducha podobnie jak Jezus zmarł na krzyżu w Rzymie około roku 64. Łukasz natomiast był greckim lekarzem zafascynowanym żydowskim bogiem który podążał za swoim nauczycielem i spisującym jego słowa (Dzieje Apostolskie i Ewangelie), był naukowcem trochę, reporterem, kochającym Pawła ale po wieloletnich podróżach ze swoim mentorem zdającym sobie sprawę z piętrzących się problemów w dopiero co powstającym kościele, podziałach w nich pewnych animozjach i doktrynalnych sporów. Był jednak dobrym dyplomatą w swych dziełach wspomina o nich w duchu ekumenicznym, spory miały łączyć a nie dzielić, umacniać wspólnotę. Carrere wspomina w jakich warunkach powstawało chrześcijaństwo co w owym czasie działo się w imperium, rządy cesarzy szaleńców, (Kaligula, Nerona, Domicjan), płonący Rzym, spalenie Jerozolimy, prześladowania chrześcijan i w jakich warunkach powstawały święte dla nas księgi.
Z Dziejów Apostolskich dowiadujemy się że istniały dwa kościoły pierwszy Jerozolimski (przewodniczył mu brat Jezusa Jakub), drugi w Azji mniejszej pod wodzą Pawła. Pierwszy wciąż żył w poszanowaniu tradycji żydowskiej (obrzezanie, pascha) drugi czerpie garściami z kultury hellenistycznej. Oba żyły ze sobą w doktrynalnym sporze, doszło do tego że Paweł spędził w odosobnieniu 2 lata, będąc oskarżanym o herezję i łamanie żydowskich praw.
Dowiadujemy się również które ewangelie trafiły do kanonu. Prawdopodobnie pierwszą która powstała jeszcze w latach 50 pierwszego wieku była ewangelia św. Marka (ucznia i sekretarza św. Piotra Apostoła), druga i trzecia powstawały w tym samym okresie czyli około 65-80 roku i są najbardziej popularne. Łukasz wychowany w hellenistycznym duchu przemyca do niej wiele jej elementów do tego ma talent do pisania. Mateusz to w tradycji chrześcijańskiej dwunasty apostoł wybrany w miejsce Judasza, prawdopodobnie jednak twórcami tej ewangelii są członkowie większej wspólnoty z Azji mniejszej, którzy zebrali w jedną całość zasłyszane historie. Czwarta i ostania ewangelia przypisywana jest Janowi najukochańszemu uczniowi Jezusa, temu któremu została powierzona rola opiekuna matki mesjasza. Została spisana około roku 120, przez apostoła Jana, prawdopodobnie jego ucznia o tym samym imieniu.
Autor wypunktowuje różnice między tymi czterema księgami. Marek był żydem i jego wersja jest spisana prostym językiem (nie posługiwał się płynnie greką), nie ma nic o narodzinach i dzieciństwie, mamy tu jedynie przekaz z trzech lat nauk Jezusa, niczego nie koloryzuje pisze jak było (wypomina o trzykrotnym wyparciu się Piotra) kończy się śmiercią na krzyżu dopiero później (w II wieku) zostały dopisane fragmenty o zmartwychwstaniu.
Łukasz grecki humanista, lekarz z wykształcenia to pisarz pasjonat (najbliższy sercu autora), poszukiwacz, prawdopodobnie w ręce jego wpadła zaginiona ewangelia Q (zbiór przypowieści i nauk Jezusa Chrystusa krążących tuż po jego śmierci), wokół niej rozbudowuje historię, genologię rodu (pochodzenie z domu Dawidowego i pokrewieństwo z Janem Chrzcicielem), dzieciństwo (narodziny w Betlejem i wizyta pasterzy, zaginięcie w świątyni) liczne cuda i nauki, wreszcie śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.
Twórcy ewangelii św. Mateusza również korzystali z tak zwanego źródła Q, jest tu mowa o trzech mędrcach ze wschodu, szaleństwie Herodota (rzeż niemowląt), ucieczce do Egiptu i  Janie Chrzcicielu. Podobnie jak w pozostałych ewangeliach koncentrujemy się na naukach i cudach, jego śmierci i zmartwychwstaniu.
Ewangelia Jana jest nieco bardziej kontrowersyjna, niema nic o cudownych narodzinach, Jezus został wskazany przez Jana Chrzciciela jako pomazaniec Boży i od tego momentu zaczyna nauczać, przy ostatniej wieczerzy tylko u Jana można odnaleźć fragment o myciu nóg swoim uczniom i wreszcie u stóp umierającego Jezusa oprócz rozpaczającej matki stoi Jan ukochany uczeń.
Z tego co się dowiadujemy ewangelii było więcej, pewne okoliczności (śmierć Jakuba, spalenie Jerozolimy i wygnanie żydów z Palestyny) sprawiły że to zwolennicy Pawła doszli do głosu. Niedobitki kościoła Jerozolimskiego osiadły w Egipcie (kościół koptyjski, gnostycy), a jeden z apostołów Jezusa, Filip dotarł do Etiopii. Z ust Pawła płynęły słowa o królestwie bożym który nie jest z tej ziemi. Zachęcał do przestrzegania praw i płacenia podatków. Głosił że zbawienie dane będzie wszystkim którzy uwierzą w słowa Jezusa. Dobrymi uczynkami utorujemy sobie miejsce u boku zbawiciela. Przed nikim nie zamykał drogi do królestwa bożego. Wczasach pogardy do ludzkiego życia, wszechogarniającej śmierci i zaniku rządów prawa to wystarczyło by z małej sekty wyrósł kościół, który w kolejnych latach zdominuje Europę i Świat.