sobota, 30 stycznia 2016

Rekin z parku Yoyogi

Często nie czuję się na siłach, by z pewną stanowczością napisać, że coś jest dobre, bądź złe. Potrafię jednak stwierdzić, czy książkę dobrze mi się czytało i czy pozostawiła we mnie zaciekawienie i chęć pogłębienia tematu. Zbiór felietonów Joanny Bator o Japonii na pewno należy do tej grupy, która utkwiła mi w pamięci i miło wspominam.



Nie znam Japonii, ta przedstawiona oczyma autorki jest intrygująca i tajemnicza. Wiele informacji tu umieszczonych jest już gdzieś zasłyszana, to i owo obija się o uszy, ale niewątpliwie Joanna Bator ma dar snucia interesującej opowieści. 
Zaczynamy od tytułowego rekina, pojawia się z znikąd w centrum wielkiego miasta, jest tylko pretekstem by rozpocząć opowieść o luźnych skojarzeniach, jakie u Joanny Bator wywołują rzeczy napotkane w Japonii. Luźne to słowo kluczowe, obok naprawdę interesujących historii, o lesie samobójców, fenomenie Godzilli, czy estetyce uzębienia mamy refleksje i dygresje na podany temat, często odnoszące się do naszego kraju. Przykładem może tu być konfrontacja japońskiego i polskiego turysty, taksówkarza czy też polityka.
Sporo jest tu o prozie Haruki Murakami'ego i fascynacji tym japońskim pisarzem. Często nawiązuje do wydarzeń z 11 marca 2011 (trzęsienie ziemi u wybrzeży wyspy Honsiu), jakie mają one wpływ na współczesną Japonię ( w eseju o epoce Edo) i jej zamykaniu się na świat.
Książka zachęca do studiów nad kulturą kraju kwitnącej wiśni i pobudza wyobraźnie. Mam jednak świadomość, że rzeczywistość tu przedstawiona jest połowiczna i wyrywkowa. Widziana oczami autorki zafascynowanej tym krajem, ale też znudzonej Polską.

czwartek, 28 stycznia 2016

On wrócił

Mam problem z tą książką, niby trafnie punktuje współczesny świat popkultury i show-biznesu. Ukazuje podatność społeczeństwa na tani populizm i jego amnezję na doświadczenia ostatniej wojny światowej. Świetnie przedstawia nieporadność i klarowność poglądów klasy politycznej, a do tego całość jest zabawna. Jest jednak ale, to główny bohater, który powinien być wcieleniem zła, a tak nie jest. Co gorsza z czasem wzbudza nawet naszą sympatię i podziw z jaką łatwością manipuluje ludźmi.


Mowa tu o Adolfie Hitlerze, który wciągu kilku lat doprowadził do II wojny światowej, swoich wrogów politycznych pozamykał, a mniejszości etniczne (Żydów, Cyganów) unicestwił tworząc obozy koncentracyjne. 
Pewnego dnia w 2011 roku, nie wiadomo jak i dlaczego, budzi się w swoim mundurze na ławce w centrum Berlina. Początkowo jest zdezorientowany, krok po kroku dochodzi do niego gdzie jest. Powoli próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. NSDAP już nie istnieje, ale to nie problem, ze swoim programem ma zamiar dotrzeć do szerszej publiki dzięki telewizji. Jego charakterystyczny wygląd tylko mu w tym pomaga. Dostaje swój program satyryczny, gdzie na bieżąco komentuje wydarzenia w kraju i na świecie. Mówi to co ludzie chcą usłyszeć, tyle że pod przykrywką programu rozrywkowego. Nieoczekiwana podróż w czasie pozwala mu spojrzeć na rozwiązania zastosowane przez jego kraj z dystansem. Na niektórych nie pozostawia suchej nitki, innym przygląda się z podziwem i żałuje, że sam ich nie wykorzystał, a wszystko to komentuje jako on Adolf Hitler.
Z czasem los tak pokieruje jego losem, że będzie łakomym kąskiem dla niemieckich partii politycznych, które będą do niego walić drzwiami i oknami. Tyle że to już nie będzie śmieszne i nie wiem czy w ogóle było śmiesznie.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

W rajskiej dolinie wśród zielska

Wśród zielonego górzystego krajobrazu w samym centrum kadru wyrasta  wieża, a raczej metalowe pręty. Jeden z nich góruje, a na swym szczycie ma czerwoną gwiazdę. Taki obraz widnieje na okładce książki z którą od jakiegoś czasu miałem ochotę się zapoznać. Czytając, a raczej słuchając reportaży Jacka Hugo-Badera wybieramy się w podróż sentymentalną, w świat który bezpowrotnie przeminął, do krainy ludu radzieckiego mlekiem i miodem płynącego. Pierwotnie ukazywała się one w świątecznym dodatku do Gazety Wyborczej w latach 1996-2001, zebrane w 2010 książce W rajskiej dolinie wśród zielska trafiły do mnie w postaci audiobooka.


Z pojedynczymi reportażami miałem już styczność wcześniej, jak przez mgłę pamiętałem relację z wizyty u generała Lebiedzia, czy reportaż o powracających na Krym tatarach i problemach jakie ich tam spotykały. Najbardziej utknęły mi w pamięci dwa teksty. Pierwszy o twórcy kultowego karabinu maszynowego Kałasznikow, drugi o wspomnieniach żony radzieckiego naukowca współtwórcy bomby atomowej. Jeden zaczyna, a drugi kończy wydanie książkowe. Oba są naładowane bardzo emocjonalne, bohaterowie z nostalgią wspominają czasy komunizmu są dumni, że współtworzyli coś wyjątkowego. W czasach współczesnych są niedoceniani i popadają w zapomnienie, bardzo często klepią przysłowiową biedę. Można tu też znaleźć opowieść matek żołnierzy jacy poszli na wojnę z Czeczenią, rozmowy z generałami dawnej Armii Czerwonej, zarysowana jest historia Żydów w sowieckim imperium, poznajemy tajniki wiecznie młodego ciała Lenina, odwiedzamy weteranów wojny w Afganistanie itp itd. Wszystko w naturalnej zastanej konfrontacji dnia dzisiejszego z żywo obecnym dawnym systemem, który u wielu budzi rzewną tęsknotę.
Czytając ten zbiór dzisiaj, mam świadomość czasu przejściowego w jakim znalazła się Rosja w latach 90-tych ubiegłego wieku i nowego rozdziału w historii tego kraju wraz z nadejściem prezydenta Putina. Lepiej rozumiem czemu nasz sąsiad podąża tą drogą którą podążą. Jest to ciekawa książka o ciekawych czasach w jakich i nam w jakimś stopniu przyszło żyć. My również zmagamy się i walczymy z demonami przeszłości. Polecam.


wtorek, 19 stycznia 2016

Uległość

Zaintrygowała mnie ta powieść zanim ją jeszcze przeczytałem. Oburzenie we Francji i ostra polemika w naszym kraju wzmogły moje zainteresowanie książką. Jest to moje drugie spotkanie z twórczością Michel'a Houellebecq'a, poprzednio w roku 2006 były to Cząstki elementarne, które wywarły na mnie duże wrażenie. Trafnie oddane bolączki współczesnego świata, ukazanie przeciętnego przedstawiciela klasy średniej (urzędnika), jego dekadentyzmu i nastawienia jedynie na konsumpcjonizm. Uległość porusza podobny temat, główny bohater to intelektualista (profesor literatury), niepotrafiący się odnaleźć, samotny, znudzony życiem bez marzeń i celu, którego jedyną wyznawaną wartością jest zrobienie sobie dobrze. 


Jest jednak różnica. Polityka i religia. Dziejąca się gdzieś obok tej egzystencji. Początkowo nie budząca zainteresowania, od problemy innych, ale gdy zaczyna wdzierać się w życie naszego bohatera okazuje się, że wniesie wiele zmian i odmieni jego dotychczasowe postrzeganie świata.
Książka porusza współczesne problemy Francji. Znudzenie obecnym dwubiegunowym systemem politycznym (centro-prawica i centro-lewica), problemy z mniejszością muzułmańską, problemy ze skrajną prawicą, zanik wartości chrześcijańskich i wreszcie nie umiejętność zdefiniowania pojęcia tożsamości multikulturowej.
Mamy 2022 rok dochodzi do wyborów, nacjonaliści zdobywają 1/3 głosów i wygrywają. Drugie miejsce zajmuje Bractwo Muzułmańskie a trzecie lewica, które to tworzą koalicję. Dzielą się władzą i wprowadzają nowe porządki. Edukacja przypada Bractwu, ulice miast powoli się zmieniają ku akceptacji większość, robi się bezpieczniej, spada bezrobocie, kolejne państwa przyłączają się do Unii Europejskie (Maroko, Turcja, Tunezja, Algieria). Francja zyskuje na znaczeniu a nowy prezydent marzy o Unii w granicach starego cesarstwa rzymskiego.
Nurtuje mnie jednak pytanie. Na ile prawdopodobna może być wizja Houellebecq'a po wydarzeniach z końca 2015 roku? Czy istnieje prawdopodobieństwo, że pewnego dnia coraz liczniejsza grupa wyznawców islamu pokojowo przejmie władzę.
Historia zna wiele scenariuszy i to co dziś jest nieprawdopodobne, jutro kto wie...
Książkę polecam, szczera do bólu, trafnie diagnozuje problemy współczesności, pisana żywym krwistym językiem bardzo obrazowym.

niedziela, 17 stycznia 2016

Gotuj sprytnie jak Jamie

Jest niedziela, choć pogoda raczej typowo angielska (deszcz, deszcz, deszcz) postanowiliśmy sobie poprawić humor pysznym jedzonkiem. Lodówka raczej pusta, ale na pizze z przepisu Jamie'go Oliver'a artykułów spożywczych wystarczyło (mąka, drożdże, sos, ser, cebula, bazylia, kawałki wędliny, oliwa z oliwek) kilkanaście minut i posiłek gotowy.


Książka Save with Jamie znalazła się u mnie całkiem przypadkiem 31 grudnia zeszłego roku. Imieninowy prezent spisuję się na medal, jest inspiracją i kompendium wiedzy kucharskiej.


Podzielona jest na siedem rozdziałów i wstęp. Wstęp to ogólne informację jak przechowywać żywność w lodówce i co potrzebujemy by móc rozpocząć przygotowywanie posiłków w domu.
Na kolejnych stronach mamy przepisy, zazwyczaj proste w realizacji i nie zajmujące zbyt wielu czasu. Propozycje ułożone są tematycznie. Jeżeli mamy ochotę na posiłek wegetariański ten umieszczony jest w jednym z rozdziałów. Tak więc znajdują się tu dania: wegetariańskie, z kurczaka, z wieprzowiny, z wołowiny, z jagnięciny i z ryby. Wszystko jest pięknie sfotografowane z informacją ile czasu potrzeba do przyrządzenia potrawy i jaką wartość kaloryczną posiada.


Warto od czasu do czasu na półce z książkami mieć pozycje praktyczne i do tego pięknie wydane. Naprawdę świetna książka kucharska z przepisami na każdą kieszeń.

środa, 13 stycznia 2016

Życie to jednak strata jest

Książka niewielkich rozmiarów raptem ponad sto kilkadziesiąt stron. Niewielka ale treściwa. Andrzej Stasiuk opowiada, a raczej odpowiada Dorocie Wodeckiej na szereg pytań z pogranicza kultury, polityki i religii. Sporo dowiadujemy się o jego stosunku do Polski i jej sąsiadów. Poruszane są również wątki autobiograficzne bo od nich w rozmowie o życiu uciec nie można.



Przeczytanie a raczej pochłoniecie całości zajęło mi raptem jeden wieczór i poranek. Stasiuk barwnie opowiada nawet o takich banalnych sprawach jak zapalone światło w przedsionku domu, trafnie opisuje  to co się dzieje w dzisiejszej Polsce:

Nikt nie chce być ofiarą. No oprócz Polaków. Ja tego nie rozumiem. To jest przecież jakieś upokarzające. Nie dość, że naprawdę się nią było, to jeszcze się to nieustannie odgrywa, przeżywa, przypomina (...) To jest przecież chore, to jest kompletne, totalne maso. Przecież to nic nie mówi o historii, bo siłą rzeczy jest płaskie, tandetne i w istocie uwłaczające pamięci ofiar. Natomiast wiele mówi o tym, co mamy w głowach. Jakieś nieustanne poniżenia.

Co się dzieje w kościele katolickim:

Proszę spojrzeć na biskupów. Przecież w zdecydowanej większości to aparatczycy. Biuro polityczne po prostu. Przebrać ich w garnitury z lat siedemdziesiątych i usadzić w Sali Kongresowej w rzędach niczym na plenum KC PZPR. W czerwieni obić. Można ich o wszystko podejrzewać, tylko nie o uczestnictwo w świętości. Czysta administracja, czysta władza, rozpaczliwa w tej chwili i chwytająca się brzytwy, żeby zachować resztki dominacji.

Co się dzieje z europejską demokracją:

Tu o najzwyklejszy egoizm idzie. O święty spokój, a nie o demokrację. O "Daj mi zarabiać i kupować i odpierdol się ode mnie". Oczywiście bardzo trywializuję, ale wspierając się jedynie na kulcie dobrobytu i świętego spokoju, nie zatrzymamy fundamentalistycznego islamu. Każdy chce mieć nowego iPhone'a, ale nikt nie pójdzie za iPhone'a umierać. To jest sprzeczność: chcemy mieć to, co chcemy, ale nie damy się za to zabić, bo to w istocie nie jest warte śmierci, ponieważ jest gówno warte.
(...) demokracja jest fajna , pod warunkiem że wszyscy ją akceptują. Bo jak nie to co? Na bagnetach ją zaniesiemy? Demokracja skazuje nas na defensywę. A defensywa nie daje sił. Przecież Europa, Zachód spełniały się w ekspansji. Wtedy były żywotne. A tu oburzenie społeczne się wzmaga, gdy drożeją iPhone'y i kredyty albo państwo gmera przy swobodach  internetowych.

Twierdzi, że jest tylko obserwatorem zadomowionym gdzieś w przeszłości, nie widzi recept na bolączki świata i nie widzi potrzeby wskazania czy poszukania lepszej drogi.

(...) wszystko się dzieje w przeszłości. Za chwilę nasza rozmowa będzie przeszłością. To nie jest złe chyba. Ocalamy świat, który przeminął, myśląc o nim, opisując go, wracając do niego pamięcią. Nic innego chyba nie możemy zrobić.

Piękna opowieść człowieka, który uciekł przed cywilizacją, zamieszkał na wsi gdzieś w Beskidzie Niskim i ma głęboko gdzieś problemy współczesnego świata. Życie to przemijanie i nic na to nie poradzimy. 


wtorek, 12 stycznia 2016

Idę tam gdzie idę

Idę tam gdzie idę to świetny tytuł by przedstawić jedną z najbardziej rozpoznawalnej postaci polskiej sceny alternatywnej, Kazika Staszewskiego. Jest to utwór z płyty 12 groszy, którą kupiłem za moje pierwsze zarobione pieniądze.



Po raz pierwszy z wokalistą Kult, zetknąłem się na początku lat 90-tych, niby niszowa alternatywna grupa, ale potrafiła zaistnieć w TV kawałkiem Polska i Wałęsa oddawaj moje 100 milionów zaśpiewanej w Sopocie w roku 1991. Potem rozpocząłem studia na Uniwersytecie i los zaśmiał mi się w twarz, gdyż była to podobnie jak w przypadku Kazika, socjologia. Zakwaterowany zostałem w pokoju czteroosobowym i do tej pory pamiętam jak jeden ze współlokatorów katował nas płytą Muj wydafca, a zasypiał nucąc że jest odpadem atomowym. Dziś obok Taty Kazika to moja ulubiona płyta, a tamten okres jako jeden z najbardziej zakręconych w moim życiu. Wybrałem się nawet na koncert chyba w 1998 w Lublinie, kompletna porażka i niedyspozycja wokalisty trochę ostudziła mój zapał.
Od czasu do czasu słucham Kultu, z przykrością muszę przyznać że coraz rzadziej, nieco zniechęcił mnie również czarny PR wokół muzyka, związany z zakupem domu na Teneryfach i rzekome poparcie dla PiS. Zdarzyła się jednak okazja by to wszystko skonfrontować z tym co do powiedzenia ma artysta. Tak w moje ręce wpadła autobiografia Kazika Staszewskiego, choć co do tego jak ją kwalifikować mam mały problem bo to nic innego jak wywiad rzeka i odpowiedzi na wcześniej uzgodnione pytania.
Wracając do książki bardzo szybko się ją czyta, sporo szczegółów z życia artysty poczynając od dzieciństwa, poprzez dorastanie, pierwsze próby muzyczne, pierwszy zespół aż po czasy współczesne. Trochę jest to o sytuacji politycznej w kraju (nawiązuje do spotkania z Adamem Michnikiem) ale jak sam zainteresowany stwierdza polityka jako tako w ogóle go nie interesuje, a to co się dzieje w Polsce to bagno. Opowiada o poszukiwaniu Boga (był sympatykiem kościoła Światków Jehowy), ale przede wszystkim o muzyce, jak ją tworzy i gdzie szuka inspiracji. Jest sporo o ludziach którzy wokół niego się obracają i po mimo że czasem ma przykre doświadczenia z nimi związane nie słychać w tych wypowiedziach nienawiści i jakiegoś wielkiego żalu.


Moimi ulubionymi fragmentami są te z młodości gdy opuszcza ich ojciec, gdy każde wakacje spędza u cioci w Londynie (to tam po raz pierwszy styka się z punkiem) o płytach które będą później jego inspiracją i jak zakłada swój pierwszy zespół Poland.
Całość nie jest arcydziełem brakuje mi odpowiedzi na pytania, które Rafał Księżyk nie zadał a na które Kazik z pewnością by odpowiedział, ale tak jest z formą wywiadu, pytania i odpowiedzi. Nic straconego będzie okazja następnym razem. Dla fanów to lektura obowiązkowa, dla reszty ciekawy wycinek polskiego show biznesu muzycznego. 

niedziela, 10 stycznia 2016

Przejrzeć Anglików

Zrobiłem sobie krótką przerwę po rozpasaniu świątecznym, czas jednak podzielić się swoimi spostrzeżeniami z lektury "Przejrzeć Anglików" autorstwa angielskiej pani antropolog Kate Fox. Wykonała ona kawał dobrej roboty, zebrała niemal wszystkie obiegowe stereotypy związane z obrazem typowego Anglika a następnie poddała je wnikliwej obserwacji uczestniczącej.
Jest to moje drugie podejście, w 2005 roku zdobyłem oryginalną angielską wersję, która spoczywa u mnie po dzisiejszy dzień. Na nieco dłużej przysiadłem jednak gdy zdobyłem polskojęzyczne tłumaczenie.



Lektura obowiązkowa, pozwoli uniknąć wielu nieporozumień i zrozumieć genezę pewnych zjawisk kompletnie obcych dla przybyszów z kontynentu. Co by nie mówili tubylcy, Anglia to społeczeństwo klasowe i pewne zachowania generowane są mniej lub bardziej świadomie przez pochodzenie społeczne. 
Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej jest mowa o kodach językowych, dlaczego każdą rozmowę rozpoczyna konwersacja o pogodzie, dlaczego przedstawiając się unikają podawania imienia, sporo jest o zasadach poprawnego witania i żegnania się, a także o specyficznym angielskim humorze (autoironia) a wszystko to w kontekście klasy społecznej.
Część druga to kody zachowań. Jest tu mowa o instytucji angielskiej kolejki, o tym dlaczego każda rodzina mieszka w domach a nie w mieszkaniach w bloku, jak te domy wyglądają, jak są umeblowane, i dlaczego. Jakie mają ogrody, jak, kiedy i co jedzą, co oglądają w telewizji, jakimi pojazdami się poruszają, gdzie robią zakupy, jak się poznają i rozmnażają. Jak się zachowują w pracy, jak w domu, a jak w pubie. Dlaczego są zdystansowani a czasem zażenowani. Jacy są prywatni a jacy wśród obcych i jak te zachowania umiejscawiają ich w obrębie klas społecznych itp itd.
Wszystko po to by się uszeregować w swojej klasie społecznej, w szybki sposób odnaleźć bratnią duszę (klasową), dowiadujemy się więc kto jeździ fortem mondeo, kto robi zakupy w Mark&Spencer, kto trzyma książki w toalecie, kto używa słowa toaleta, kto ubiera się w nowe markowe ciuchy i w końcu kto zasiada do afternoon tea.
Interesujące jest wyjaśnienie pojęcia uprzejmości negatywnej skupionej głownie na tym, by nie być intruzem i się nie narzucać. warto tu podkreślić, że grzeczność i uprzejmość w takim kształcie, w jakim okazują je Anglicy, mają bardzo mało wspólnego z autentyczną życzliwością czy dobrodusznością.
Informacji jest tak dużo, że po lekturze musiałem nieco ochłonąć, bo dochodzimy do wniosku że większość przedstawionych tu zachowań świadczy o ułomności społecznej i towarzyskiej statystycznego Anglika. Unikają nieznajomych ograniczając się do zdawkowych rozmów o pogodzie, zamykają się w domach, czas wolny spędzają oglądając telewizję, czytając prasę i książki, od czasu do czasu pielęgnują swe ogródki (przede wszystkim te frontowe). Dbają o dobre maniery by nie wyjść poza schemat i nie wyróżniać się ponad grupę (bardzo ważne mowa tu o grupie z jaką się utożsamiają). Są mocno zdeterminowani by postępować według z góry ustalonych zasad. Humor to kolejna zasłona by jak najmniej o sobie mówić.
Obraz przerażający, gdyby jednak rozebrać na czynniki pierwsze poszczególne narody europejskie można by wysnuć podobne wnioski. Różnimy się w detalach, które tu są dobrze wypunktowane i wyjaśnione.