poniedziałek, 30 maja 2016

World War Z

Temat Zombi w literaturze i filmie to temat rzeka, ale ani nie byłem fanem tego tematu ani jakoś specjalnie nie afiszowałem się z tym faktem. Wiem, że jest kilka ciekawych pozycji dla sympatyków choćby kultowy serial The Walking Dead, Noc Żywych Trupów czy 28 dni później, ale nie będąc fanem horrorów nie zawitały w mojej świadomości na dłużej. Tak było do momentu gdy w moje ręce wpadła książka Max'a Brooks'a.


Zanim jednak rozpocząłem lekturę, nie wiedziałem co takiego wpada w moje łapy. Max Brooks to syn sławnego komediowego reżysera z Hollywood, w wielu wywiadach pisze, że jest to książka o Zombie, ale na poważnie i do tego sugeruje że całość utrzymana jest w konwencji reportażu. Nie powiem zaintrygowało mnie to, do tego stopnia, że musiałem się dowiedzieć, czy to się udało?
Teraz gdy już jestem po lekturze mogę powiedzieć, że tak, już od pierwszego zdania nie potrafiłem oderwać się od opisywanej historii: Ta wojna miała wiele nazw: Wielki Kryzys, Lata Ciemności, Chodząca Zaraza, a ostatnio doszły także nowsze i bardziej chwytliwe, jak Światowa Wojna Z czy Pierwsza Wojna Z*. 
Narrator współpracował z rządem i na podstawie zebranych relacji światków sporządza raport. Przedstawia świat, tuż przed wybuchem zarazy, w jej trakcie i w momencie gdy mija kilkanaście lat od powstrzymania jej rozrostu. Jak rasowy reportażysta z ogromu wydarzeń wyłapuje pojedyncze historię, przedstawiając je czytelnikowi. Zaczynamy od jakiegoś wiejskiego szpitala w południowych Chinach. Pojawiamy się na chwilę w Brazylii w prywatnej klinice, w Japonii w domu technologicznego geeka czy też w kompletnie zmilitaryzowanym państwie Izrael.
Początkowo historie są chaotyczne i porozrzucane, ale z czasem układają się w całość, ustalamy jak do tego doszło i co to wszystko spowodowało. Pierwsze przypadki "tajemniczej choroby" w dziczy, z dala od cywilizacji nie zostają rozpoznane jako zagrożenie, raporty o rozprzestrzenianiu się zjawiska są odkładane na bok, tuszuje się wypadki do których dochodzi już w "cywilizowanym" świecie, a gdy zombie mnożą się w zastraszającym tempie i konfrontacja jest nieunikniona - wojskowi podejmują szereg błędnych decyzji, które tylko pogarszają sytuację, lub stosują niezawodną spychologię stosowaną co tylko pogłębia chaos i panikę. 
Max Brooks stworzył historię na pierwszy rzut oka nieprawdopodobną, lecz po chwili zastanowienia może wydać się ona możliwa. Świetnie przestawia jednostkę i jej psychikę w momencie zagrożenia, a do tego siłę tłumu i paniki. Książka ta to kawał fajnego reportażu, ok fikcyjnego, ale ileż w nim oczywistej prawdy o człowieku. 

środa, 25 maja 2016

Top 10 serii książkowych

Na samym wstępie chciałem zaznaczyć, ranking ten jest mocno subiektywny, choćby dlatego, że nigdy nie byłem fanem tasiemców książkowych i tracenia czasu na cykle, które nigdy się nie kończą. Jednak i ja parokrotnie dałem się wciągnąć w nieco dłuższe historie, nie było ich dużo, raptem nieco ponad dziesięć, tak więc skompletowanie Top 10 nie sprawiło mi dużego problemu. Pragnę zaznaczyć iż przez pojęcie cykl rozumiem rozciągnięcie historii przynajmniej do czterech tomów, nie ma tu więc trylogii Sienkiewicza, trylogii husyckiej Sapkowskiego, Władcy Pierścieni Tolkiena czy też trzytomowego cyklu o księżniczce Achai Andrzeja Ziemiańskiego.



1. Saga o Wiedźminie - Andrzej Sapkowski (3 tomy opowiadań i 5 tomów sagi)

Wiedźmin w 30 lat po publikacji pierwszego opowiadania to postać kultowa. Powstał film, serial, gra komputerowa i świat który po dzień dzisiejszy zapełniany jest publikacjami najwierniejszych fanów. W pamięci na zawsze pozostaną mi wieczory zarywane w akademiku, by pochłonąć kolejny tom. Fantastyczny świat wykreowany przez Sapkowskiego pozwalał lepiej zrozumieć rzeczywistość, niby bajka ale mająca swoje odniesienie do tu i teraz. Jednostka a totalitaryzmy, wszechobecny rasizm, brudna polityka, jest tu też przyjaźń i miłość, a wszystko to, podczas wojny gdzie stary świat i jego prawa giną w otchłani ognia. Liczy się tylko przetrwanie i oczekiwanie na odrodzenie nowego lepszego świata, ale czy na pewno. Wiedźmin to mutant stworzony by walczył z potworami, tyle że w czasach w których żyje ciężko odróżnić człowieka od potwora.


2. Pan Lodowego Ogrodu - Jarosław Grzędowicz (4 tomy)

Vuko Drakkainen, to taki wiedźmin przyszłości, napakowany nowoczesną technologią. Wysłany jest na planetę Midgaard by odnaleźć zagubionych naukowców. Czy zagubionych to się okaże, autor ciekawie przedstawia świat magii w zetknięciu z nowoczesną technologią i człowieka który w takim świecie dysponuję prawie boską siłą.


3. Saga Endera - Orson Scott Card (5 tomów)

Dzieło Orsona można rozważać na kilku płaszczyznach, jest to opowieść o utraconym dzieciństwie, o poznawaniu świata, o jego delikatności, o niezrozumieniu, o tolerancji, poszanowaniu jednostki, a przede wszystkim jest to historia życia człowieka wyjątkowego. Statystyczny homo-sapiens ma przed sobą 70 może 80 lat, ale nie Ender.


4. Adrian Mole - Sue Townsend (8 tomów)

Zakompleksiony, wiecznie niedojrzały Adrian Mole to kwintesencja stereotypowego Anglika, uważającego się za pępek świata. Całość jest świetnie wkomponowana w brytyjską rzeczywistość, barwnie ją opisuje, bawiąc i śmiesząc. Perypetie Adriana Mola opisane są w formie pamiętników, poznajemy bohatera i okoliczności w jakich żyje od momentu gdy gdy kończy 13 lat, aż kiedy dobija do 40 roku życia. W sumie mamy osiem tomów, ja swoją przygodę rozpocząłem od Czas cappuccino i czytało mi się świetnie, szkoda że już nie powstaną kolejne części autorka Sue Townsend zmarła w 2014 roku.


5. Pieśń Lodu i Ognia (Gra o tron) - George R.R. Martin (prawdopodobnie 7 tomów)

George R.R. Martin stworzył kurę znoszącą złote jajka. O serialu HBO Gra o tron powstałym na podstawie sagi rozpisują się niemal wszystkie media od telewizji po prasę i internet. Miliony widzów i czytelników z zapartym tchem oczekuję kolejnych odcinków i tomów powieści. W chwili obecnej skoncentrowałem się na serialu, przeczytałem jedynie pierwsze dwa tomy i opowiadania poprzedzające sagę. 


6. Świat Dysku - Terry Pratchett (tu nie jestem pewien coś około 40 tomów)

Lubię ten świat a szczególnie historię o Straży Miejskiej. Satyra na otaczający nas świat, ale przedstawiona tak by nawet idiota zrozumiał. Szkoda tylko że jest to już cykl zamknięty autor zmarł w 2015 roku. 


7. Pomnik Cesarzowej Achai - Andrzej Ziemiański (5 tomów)

Powieść Andrzeja Ziemiańskiego ukazała się w idealnym czasie, Polska to potęga militarna, supermocarstwo technologiczne, odkrywające nieznane ziemie, przynoszące dostatek i nowoczesność. W tle polityczne rozgrywki, magia i tajemniczy Ziemcy. Fantastyka pisana ku pokrzepieniu serc, przygoda goni przygodę i niemiłosiernie wciąga.


8. Pan Samochodzik - Zbigniew Nienacki (14 tomów)

Mam sentyment do tej serii, przez lata skolekcjonowałem niemal wszystkie tomy. Cykl o Panu Samochodziku to nic innego jak kawał dobrej literatury detektywistycznej, która uczy i bawi. Wiem, że w dzisiejszych czasach kustosz, który w wolnych chwilach udziela się jako aktywista w ORMO, nie brzmi dobrze, czytało się to jednak całkiem nieźle, wiem że się powtarzam, ale pozostał sentyment. 


9. Kroniki Jakuba Wędrowycza - Andrzej Pilipiuk (7 tomów, seria nie zakończona)

Nie jest to literatura górnych lotów, pastisz nawiązujący do znanych motywów literackich. Ale wciąga swoim dystansem i zabawą konwencją. Główny bohater Jakub Wędrowycz: to filozof chwilami oscylujący w stronę menela, dziwaka i geniusza rycerza i dowcipnisia Polaka-Który-Potrafi, i Polaka któremu się chce. Do tego szlachetnego altruisty, który za trudy dla świata chce tylko dobrego słowa. I dobrego trunku. Masz problemy z duchami przodków? Coś stuka w Twoim domu? Sąsiad jest wampirem? Udaj się do Jakuba Wędrowycza najlepszego Cywilnego Egzorcysty w Kraju! Być może mieszka na zapadłej wsi na Ścianie Wschodniej być może odżywia się własnoręcznie pędzonymi trunkami i wygląda na starego kłusownika ale nie daj się zwieść pozorom! Jeszcze nie pojawił się wampir, kosmita, wilkołak czy upiór, który dałby radę nieustraszonemu egzorcyście w gumofilcach.


10  Harry Potter - J. K. Rowling (7 tomów)

Kolejna kultowa pozycja, przebrnąłem jedynie przez pierwsze trzy tomy, ale od czego jest kino. Historia młodego adepta magii to prawdopodobnie top 10 wielu takich zestawień, nie chciałem być gorszy.



niedziela, 22 maja 2016

Pies czyli Kot

Pies czyli Kot to zbiór felietonów Stanisława Tyma z lat 1972 -2014 publikowanych na łamach czasopism: Literatura (1972-1975), Tygodnik Kulturalny (1986-1989), Wprost (1991-1998), Rzeczpospolita (2002-2005) i Polityka (2007-2014).


Stanisław Tym to człowiek orkiestra, pisarz, dziennikarz, aktor, reżyser a przede wszystkim satyryk. Powszechnie znany jako kaowiec z filmu Rejs i niezapomniany prezes Ochódzki z filmów Barei Miś i Rozmowy kontrolowane, dla mniej wtajemniczonych jest również autorem scenariuszy do tychże produkcji. 


Trochę jak gdyby na marginesie działalności aktorskiej i kabaretowej powstają felietony, początkowo wydawane w Literaturze gdzie autor w swój specyficzny  sposób zmierza się z siermiężną polską czasów Gierka i PRL. Nie jest to zadanie łatwe wszechobecna cenzura nie śpi, ale Tym w swoich tekstach smaga, kpi, ośmiesza i drwi z otaczającej go rzeczywistości. Mamy tu więc historie sytuacyjne jak z ze starych dowcipów o Polaku, Rusku i Niemcu np idzie artysta do mięsnego albo do urzędu, albo spotyka budowlańca, albo spotyka turystów na lotnisku i tak dalej. Taka konwencja idealnie się sprawdza, wpadasz na kogoś i rozpoczynasz rozmowę o tym co ci się przydarzyło, a że jest to PRL do zdarzają się rzeczy dla współczesnego czytelnika iście kabaretowe, bo co może wyniknąć z historii o Angliku w Polsce.

Otóż Anglik, jak już wypomniałem, chodzi u nas cały czas zdziwiony, że Polska w niektórych sprawach absolutnie nie różni się od Anglii. Wszędzie suszone grzyby, jagody ze śmietaną, polska szynka, kiełbasa myśliwska, wódka Wyborowa i filmy Andrzeja Wajdy, tyle tylko, że w Polsce jest tego wszystkiego dużo mniej. Poza tym Anglikowi ciągle się myli ręka prawa z lewą, wybałusza oczy, gdy się dowie, że w Polsce śrubę się przykręca w prawo (czyli tak samo jak w Zjednoczonym Królestwie), i ciągle wpada pod samochody. Nie, wcale nie dlatego, że jest przyzwyczajony do lewostronnego ruchu. Anglik w Polsce wymusza ostre hamowanie naszych kierowców i nie zwraca na ich soczyste przekleństwa, ponieważ on wchodzi na pasy dla pierwszych i w ogóle go to nie obchodzi, że ktoś nadjeżdża. Twierdzi, że już sama nazwa "pasy dla pierwszych" świadczy o jego racji. Anglik nie może zrozumieć, że pasy na jezdni zostały wprowadzone dla wygody kierowców, aby nie musieli się uganiać za pojedynczymi przechodniami. Nie może zresztą zrozumieć wielu innych rzeczy - dlaczego w sklepie, słysząc jego "dziękuję" ekspedientki patrzą zdziwione i rzucają łaskawe "proszę bardzo".
- Wygląda na to, że robią mi łaskę, sprzedając pół kilo sera - poskarżył się, a kiedy mu wyjaśniłem, że nie tylko na to wygląda, ale i tak jest, wtedy uczciwie się przyznał, że nic nie rozumie, i w końcu zapytał czy ja to rozumiem. Oczywiście powiedziałem , że rozumiem, bo muszę rozumieć, a on nie musi, bo sobie jutro stąd jutro wyjedzie i gdzie indziej będzie musiał rozumieć inne rzeczy (...)

Historii tego typu jest tutaj wiele z czasem to jest po 1989 roku, felietony stają się coraz bardziej bezpośrednie i skierowane do konkretnych osób, ale wciąż mają to coś, magię Tyma. W chwili obecnej ma swoją stałą rubrykę w tygodniku Polityka, ja natomiast po raz pierwszy natknąłem się na nie w roku 1994 w tygodniku Wprost i przez kolejne cztery lata tydzień w tydzień rozpoczynałem swoją lekturę od ostatniej strony gdzie publikował swoje cotygodniowe spostrzeżenia. Trochę szkoda, że w zbiorze są one reprezentowane zaledwie przez kilka publikacji, bo przedstawiały całkiem ciekawy obraz tamtych czasów.
Książka powstał przy udziale wydawnictwa Biblioteka Polityki, co widać w zestawieniu wybranych artykułów, na 335 stron ponad 120 to felietony wydrukowane na łamach Polityki. Warto jednak sięgnąć po nią i cofnąć się do czasów minionych, zobaczyć z jakimi problemami borykaliśmy się w tedy i teraz. Od pierwszego felietonu Stanisława Tyma mija 44 lat a momentami odnoszę wrażenie, że historia zatacza koło, niby rzeczywistość jest inna a problemy te same.

niedziela, 15 maja 2016

Zrób sobie raj

Z każdą kolejną pozycją książkową wymazuje ze swojej pamięci stary obraz Mariusza Szczygła z talk-show "Na każdy temat", widzę jak za jego całkiem banalnymi pytaniami, kryje się drugie dno i dążenie do poznania prawdy, prawdy jakiejkolwiek choćby tej najbardziej subiektywnej. Suma takich subiektywnych prawd daje nam pewien obraz rzeczywistości. Mariusz Szczygieł napisał kilka lat temu świetną książkę o Czechach kolejną pozycję o naszych południowych sąsiadach. Zrób sobie raj to takie małe arcydzieło reportażu, przy którym należy przystanąć i chwilę się zastanowić.



Książka ta, to zbiór reportaż początkowo publikowanych w dodatku do Gazety Wyborczej. Dla przeciętnego polskiego czytelnika przedstawione tu historie ciężko będzie nazwać jednak literaturą faktu, które mają miejsce w rzeczywistym świecie tuż za naszą południową granicą, bliżej im bowiem w naszym wyobrażeniu do fantastyki lub literatury pięknej powstałej w wyobraźni autora. W niewielkiej rozmiarowo książce znajdziemy tyle postaci i ich historii, że można by obdzielić nimi kilka powieści beletrystycznych. Są tu pisarze, poeci (Egon Bondy), rzeźbiarze (Davida Černy), fotograf (Jan Saudek) i osoby fikcyjne istniejące jedynie w świadomości Czecha (wietnamska autorka czeskiego bestselleru). Czechy to zupełnie odmienny kraj, i chociaż także są Słowianami, to jednak mimo wszystko wyjątkowymi. Najważniejszy bowiem dla naszych sąsiadów jest brak religijności, tematów tabu, inaczej patrzą na patriotyzm i bohaterstwo. Pragmatyzm Czechów tez jest legendarny, wysławiony w anegdotach. Na pewno można by zazdrościć im dystansu do siebie i niechęci do patosu, autoironii, praktyczności, wyczucia absurdu i komizmu słownego czy sytuacyjnego.
Polaka będzie szokował stosunek do zmarłych, kremacja to standard, często się zdarza nieodbieranie bliskich ze szpitala, ceremonie pochówków są bardzo skromne (o ile w ogóle są) zdarzają się pogrzeby grupowe. Czech tłumaczy takie zachowanie unikaniem cierpienia, ale autor widzi w tym pragmatyzm i zwykłą oszczędność. Najlepiej to jednak tłumaczy pewien Czech:

...Czesi są wielkimi indywidualistami. W przeciwieństwie na przykład do Polaków, którzy są stadni, którzy są niewolnikami zwyczaju i tradycji. Ze stanu niewolnika za żadne pieniądze się Polaka nie wykupi. Bo on tego nie chce. "...Poza tym w Polsce zaobserwowałem duży konformizm. Może by nawet nie zrobili tego pogrzebu, może i by woleli sami w ciszy, ale nie, bo co ludzie powiedzą. Tam wszystko się robi pod ludzi, a my robimy dla siebie (...) Ci moi znajomi Polacy, to nawet komunię przyjmują, chociaż w Boga nie wierzą ani trochę(...)I tak jest z Polakami, boją się nie pójść do kościoła.

Wiele tu trafnych porównań naszych rodaków do Czechów na korzyść naszych południowych sąsiadów w kontekście tego co dzieje się w chwili obecnej:

Nasz naród do życia potrzebuje nieszczęścia. Dopiero, kiedy pojawia się nieszczęście - nieudane powstanie warszawskie czy inna klęska - jesteśmy kimś. Krzywda nas wywyższa ponad inne narody ... Polacy umieją się jednoczyć, ale wokół nieszczęścia. A ponieważ wiemy, że świat nie docenia naszego cierpienia, pokażemy: w celebrowaniu śmierci i tragedii jesteśmy mistrzami świata! (...) Aż świat wreszcie przyzna: oni cierpieli najbardziej...

Po lekturze jeszcze bardziej polubiłem Czechów zresztą jak można ich nie lubić skoro w swoim hymnie narodowym śpiewają że mieszkają w raju...

Gdzie jest mój dom,
gdzie jest mój dom?
Woda huczy wśród łąk,
bory szumią pośród skał,
w sadzie pyszni się wiosenny kwiat,
widać że to ziemski raj!
Oto jest ta piękna ziemia,
ziemia czeska - mój dom,
ziemia czeska - mój dom!

sobota, 7 maja 2016

Legia Mistrzów

Nie był bym sobą, gdybym odpuścił sobie kolejną pozycję o Legii Warszawa. Zanim do tego doszło nastąpił kilkuminutowy dylemat, czy na pewno warto zaznajomić się z tą książką poświęcając na nią pieniądze i czas, nie jest bowiem tajemnicą, że w tym roku klub obchodzi stulecie istnienia i wydawnictw z nazwą Legii w tytule ukazuje się bezliku. Już po trzech dniach okazało się czy jest to skok na kasę czy nasze serca.


Na samym początku pragnę zaznaczyć, że jest to praca fana warszawskiej drużyny i do tego nie byle jakiego, bo syna jednego z najbardziej znanych przedstawicieli polskiego reportażu, Wojciecha Jagielskiego. Autor skupia się na dość krótkim okresie czasu, na występach Legii w Lidze Mistrzów w sezonie 1995/96. Nie zabrakło również retrospekcji poprzedzającej te wydarzenia i to co się stało z drużyną w kolejnym sezonie. Piotr Jagielski krok po kroku przedstawia nam wydarzenia oczyma głównych bohaterów (piłkarzy i trenerów) ich udziału w sukcesie jak i tego co wydarzyło się potem. Wielu z niuch nie ukrywa, że była tylko najemnikami, zaciężną armią która miała wywalczyć upragnioną Ligę Mistrzów. Sam autor był dziewięcioletnim chłopcem który wraz z ojcem z wypiekami na twarzy przyglądał się wyczynom swoich bohaterów.
Miło się wraca do tamtych czasów, do wielkich chwil, ale i do problemów z jakimi borykała się piłka nożna w Polsce. Na nowo przeżywamy kolejne mecze najpierw eliminacyjny pojedynek z IFK Goteborg, kolejne spotkania w grupie z Rosenborgiem, Blackburn i Spartakiem, a potem ćwierćfinał z greckim Panathinaikosem. Szczególnie ten ostatni utkwił w pamięci, Legia miała realne szanse na awans. W pierwszym meczu u siebie trudności sprawiła aura i stan boiska, w drugim faworyzowanie gospodarzy i czerwona karta Marcina Jałochy w 30 minucie. Po tym spotkaniu wszystko zaczęło sie sypać, drużyna przegrała z Widzewem i nie zdobyła mistrzostwa, a inwestor Janusz Romanowski wycofał się z dalszej współpracy z klubem. Po sezonie z drużyny odeszło 9 piłkarzy z podstawowej jedenastki i trener.
Jest to książka o radości z gry w piłkę, smaku zwycięstwa, o goryczy porażki, o realiach jakie targały ówczesną Legią, o przyjaźni wśród zawodowców i miłości kibiców oddanych drużynie. Najlepiej spuentował, to co targało piłkarskim sercem i nami wszystkim Jacek Bednarz po zwycięstwie z IFK Goteborg: "Ten dzień się już kończy, ale postanowiłem się nim jeszcze nacieszyć. Życie sportowca jest niestety smutne, a sukces tak ulotny. Jutro będą kolejne cele, które trzeba zdobyć, a przynajmniej o nie powalczyć. Dzisiaj chcę po prostu cieszyć się tą chwilą."  

Ps. Sporo jest w książce informacji (statystyk) o konkretnych piłkarzach (gdzie występowali i jak potoczyły się ich losy po opuszczeniu klubu) a także o meczach Legii w Lidze Mistrzów (skład, zmiany, strzelcy goli)
Ps. Piotr Jagielski po ojcu odziedziczył dar słuchania i snucia opowieści, czyta się jego opowieść z wypiekami nie mogąc doczekać się kolejnej strony...:-)

poniedziałek, 2 maja 2016

Ja Dago... Dagome Iudex

Zbigniew Nienacki to jeden z moich ulubionych i najlepiej wspominanych do dziś autorów z dzieciństwa, jego cykl opowieści z serii Pan Samochodzik (13 tomów), skompletowany jeszcze w pierwszej połowie lat 90-tych, dumnie wystawiony jest na półce. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy kilka lat temu, trafiłem na jego książki o tematyce dla dorosłych, pisane iście soczystym językiem z barwnymi opisami i detalami. Jednym z tych dzieł jest trylogia Dagome Iudex (Ja Dago tom I, Ja Dago Piastun tom II, Ja Dago Władca tom III) opowieść o przedchrześcijańskich początkach Polski.


Tytułowy bohater Dago jest synem olbrzyma Bozy i karłowatej kobiety z rodu Zemlinów, która umiera przy połogu. Lud z którym żyje, boi się go, gdyż posiada ponad przeciętną siłę, trafia więc do olbrzymki Zeldy. Ta wiedząc, że mężczyzn z rodu Spałów (tak owych olbrzymów się zowie) po ukończeniu dojrzałości ogarnia tzw "żądza czynów", szkoli go na wojownika, by następnie mógł ruszyć w świat i skonfrontować czy w jego żyłach płynie krew olbrzyma, czy karła. Będąc pewnego dnia na polowaniu, na wioskę napadają Estowie (lud pomieszkujący dzisiejsze Mazury) mordując Zeldę i porywając w niewolę mieszkańców. Dago rusza ich śladem, nie wiedząc jeszcze że to początek dłuższej podróży i przygody. Krok po kroku bohater poznaje świat, trafia na normańskie łodzie, przez pewien czas będzie pobierał nauki na dworze bizantyjskim (Rohmajowie), skąd tafii na dwór frankijski, by pewnego dnia gnany żądzą czynów ruszy obudzić śpiącego olbrzyma na prawym brzegu rzeki Odry, zjednoczy ludy słowiańskie, a następnie na równi z innymi władcami będzie decydował o losie świata.
Trzy tomy to kolejne etapy zdobywania władzy. Pierwszy Ja Dago to narodziny i moment w którym bohater uzmysławia sobie swoje posłannictwo. Drugi Ja Dago Piastun to pozyskanie sojuszników i zdobycie władzy a trzeci Ja Dago Władca to jej utrzymanie i problemy z tym związane. Poruszana jest tu problematyka manipulacji tłumem i jego ambitnymi przedstawicielami. Jest tu wiele o sile słowa, propagandzie i jak za ich pomocą sprawuje się władzę. Przerażające jest to zwłaszcza w kontekście naszej rzeczywistości, w której ze słowem dzieją się tak niedobre rzeczy.
"Władza nazywa co jest dobre, co jest złe, co jest białe, a co jest czarne, co jest ładne, a co brzydkie, bohaterskie lub zdradzieckie, co służy ludowi i państwu, a co lud i państwo rujnuje" - to fragment motta z "Księgi grzmotów i błyskawic", na którą często powołuje się Dago. Warto poświecić trochę czasu by zapoznać się z tym dziełem, które jest istnym studium zdobywania i utrzymania władzy, ale również ciekawą wariacją jak mogła powstawać polska państwowość. Szczególnie polecam w 1050 rocznicę chrztu Polski.