sobota, 31 października 2020

Wybrakówka

Bardzo przepraszam, ale zrobiłem się niesystematyczny. Mało też czytam to co chciałbym, tak wiec dziś sięgnę po książkę którą, przeczytałem 15 lat temu i jak to bywa po takim czasie pewne niuanse fabularne nico się w mojej pamięci rozmyły. Chcę o niej opowiedzieć w związku z tym co dzieje się na polskich ulicach. Demonstracjach i strajkach kobiet walczących o możliwość decydowania o sobie samym, o możliwości dokonywania wyborów i związanych z tym konsekwencji.


Wybrakówka to political fiction. Akcja dzieje się w Rosji gdzieś w niedalekiej przyszłości. Transformacja polityczna lat 90-tych ubiegłego stulecia przyniosła ze sobą wzrost przestępczości i ogólny chaos w kraju. Jak to często bywa pojawiła się siła autorytatywna, która przejęła władzę. Obiecała ludziom spokój i bezpieczeństwo, żądając tylko jednego bezwarunkowego posłuszeństwa wobec właśnie ustanowionego nowego prawa. Praworządny obywatel, który znał swoje obowiązki, ciężko pracujący dla dobra narodu, a przede wszystkim nie wychylający sie ponad tłum, żył w umiarkowanym dostatku. Ulice miast były czyste i bezpieczne. Nie było bezdomnych, bezrobotnych i przestępców. Gdy tylko tacy się pojawiali specjalna grupa milicyjna ASB brała się do roboty i dezaktywowała jednostki o zachowaniu aspołecznym. Z czasem zaczęła eliminować każdy element który nie mieścił się w przyjętych normach. Przeciętny obywatel choć zdawał sobie sprawę z metod postepowania władz był raczej nastawiony przychylnie. Czuł się w swoim kraju bezpiecznie do puki sam nie złamał prawa.

Nikt nie wychodził na ulice by walczyć o swoje prawa. Gdyby tylko o tym pomyślał praworządny sąsiad doniósłby milicji, a sam zainteresowany zniknął niezauważalnie. Sporadyczni obywatele, a jakże buntowali się, ale podobnie tak jak ich poprzedników specjalne służby ASB zgarniały o świcie z ulicy czy prywatnej posesji. W Rosji zapanował ład i porządek, a nad wszystkim czuwał Rosyjski Prawdziwe Prawosławny Kościół. Dziękuję.

niedziela, 18 października 2020

Pentax MX nostalgiczny powrót do przeszłości

Witam ponownie, po krótkiej przerwie. Dziś zmieniliśmy nieco orbitę tematów poruszanych na tym blogu. Książki wciąż zalegają półki a obok nich kurzą sie moje analogowe aparaty i o jednym z nich chciałem dzisiaj poopowiadać.


Pentax MX trafił do mnie ponad rok temu i jako jeden z nielicznych moich nabytków był na mojej liście życzeń. Pentax to firma do której mam sentyment (historia tutaj), gdy już w dorosłym życiu nabyłem swoją pierwszą cyfrową lustrzankę był nią Pentax K10d który służył mi ponad 6 lat. Świetny aparat o dość dużych gabarytach, wraz z pojawieniem się mojej córki coraz częściej lądował na półce wymieniałem go kilka lat później na malutkiego bezlusterkowego Sony a5000. Sentyment to firmy pozostał i gdy tylko ponownie wróciłem do fotografii analogowej na pierwszej pozycji był Pentax MX.

W latach 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku firma konkurowała na równi z Nikonem i Canonem o miłość fotografów. Wraz z końcem lat 70-tych do lamusa przechodziły aparaty manualne. Jednym z ostatnich i chyba najlepszych w pełni manualnych (bateria służyła tylko do pomiaru światła) był właśnie powstały w 1977 Pentax MX. Metalowy bardzo mały sprzedawany z bardzo dobrym kitowym obiektywem smc Pentax 50mm f1.7 ma do dzisiaj wielu fanów na całym świecie. Hitem był bardzo jasny i wygodny wizjer pokrywający 95% pola widzenia umożliwiający obserwacje nastawionego czasu i przysłony (także bez baterii!). Jest to świetny sprzed do nauki fotografii, poznawania manualnych niuansów i zabawy z dostosowywaniem ustawień do naszych preferencj.


 

Powyżej zdjęcia z ostatnich wakacji, film Kodak Gold 200. Zapraszam do kolejnego wpisu.

niedziela, 4 października 2020

Kaprysik

Długie jesienne wieczory znów stały się normą. Szarość i deszcz przykrył zielone łąki. Negatywne wiadomości dominują we wszystkich środkach przekazu. Pożary, powodzie, ogólnoświatowy wirus, złe decyzję polityków, agresywna młodzież na ulicach itp. itd. Pewnie dla tego długo się nie namyślając nabyłem po promocyjnej cenie audiobook Mariusza Szczygła.



Przemieszczając się z domu do pracy mam kilka minut dla siebie. Mogę wysłuchać wiadomości w radiu, mojego ulubionego podcastu, bądź audiobooka. Dwie pierwsze opcje prędzej czy później przerodzą się w pasmo negatywnych komentarzy. Zostanę zarzucony kolejnymi informacjami o kłamstwach i manipulacji władzy, bądź skazany na wysłuchanie krytycznej recenzji kolejnej książki. W zeszłym tygodniu z pomocą przyszedł mi Mariusz Szczygieł z jego Kaprysikiem i damskimi historiami. Ma on ten dar dostrzegania w świecie rzeczy dobrych i pozytywnych. Skrzętnie je notuje a następnie dzieli się nimi z czytelnikami.

Profesor, który chcąc wynagrodzić żonie wspólnie spędzone lata, stawia jej mały pomnik w uniwersyteckim parku. Przypadkowo odnaleziona kartka z nazwiskami kilku pań, daje początek tajemniczemu dochodzeniu, a dzięki co tygodniowej korespondencji dwóch kobiet poznajemy Polskę lat 80 i 90-tych ubiegłego wieku. Reportaż o Idze Kamińskiej, pierwszej aktorce z bloku socjalistycznego nominowanej do Oscara, raczej pozytywnym bym nie nazwał, ale o ironio wzruszył mnie i zarazem rozbawił do łez. Z czystym sumieniem mogę wiec polecić literaturę Mariusza Szczygła na długie jesienne wieczory. Rozświetla nam ten zimny deszczowy czas i zwraca uwagę na pozytywne strony świata.