poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Seriale się ogląda

Zaczynamy kolejny tydzień kwarantanny. W miarę możliwości praca online, podnoszenie kwalifikacji i dokształcanie się. Bardzo dużo czasu dla najbliższych, w chili wolnej dobra książka i serial. Dziś o tym ostatnim, a mianowicie co takiego obejrzałem przez ostanie kilka tygodni przebywania w domu. 

Obejrzał w zasadzie jeszcze przed kwarantanną w połowie marca. Kontynuacja przygód Takeshi Kovacs'a. Nowe technologie przekształciły społeczeństwo: świadomość można zapisać i przechowywać w postaci cyfrowej, ludzkie ciała są wymienne, a śmierć nie jest już końcem istnienia. Drugi sezon trzyma w napięciu, ale już nie jest taki rozbudzający wyobraźnie jak pierwszy do tego zrobił się trochę bardziej skierowany do szerszej publiczności.


Dom z papieru sezon 1,2 i 3
Historia napadu na mennice hiszpańską rewelacyjna. Ciekawie dobrani bohaterowie i sprawnie poprowadzona opowieść na dłużej przykuła mnie do ekranu. Wszytko zaczęło się sypać wraz sezonem trzecim. Zrobił się odgrzewany kotlet zlot podstarzałych harcerzy poczynania bohaterów stały się nielogiczne i bezsensu. Polecam pierwsze dwa sezony.


Mandalorianin sezon 1
Okręt flagowy Disney+. W UK pojawił się z końcem marca no i wciągnął mnie. Fabuła skupia się na perypetiach samotnego rewolwerowca, jednego z Mandalorian, słynnych najemników i łowców nagród, rozpoznawalnych przez charakterystyczną zbroję. Każdy epizod opowiada nieco inną historię łączą je dwaj głowni bohaterowie. Wszystko osadzone w świecie gwiezdnych wojen prezentuje się ciekawie i można zasiąść do seansu z całą rodziną. 


Serial zaintrygował mnie i wciągnął. Raczej nie grzeszy oryginalnością taki serial klon Zaklinaczka duchów i Mgły emitowanej również na Netflix. Małe miasteczko odcięte od świata atakują hordy dusz nie odprawionych na drugą stronę. Historia wciąga a całość ma może nie do końca logiczne, ale sensowne zakończenie zamknięte w jednym sezonie.


Dark sezon 1 i 2
Najciekawszy z podanych tu propozycji. Małe niemieckie miasteczko gnębi jakaś tajemnica. Znikający mieszkańcy, tajemnicza jaskinia w środku lasu, a w tle elektrownia jądrowa. Do tego dziwni przybysze pojawiający się w miasteczku na przestrzeni 33 lat. Zaginięcie dwojga małych dzieci wydobywa na światło dzienne skrywane sekrety czterech rodzin i zaburzone relacje pomiędzy ich członkami, trochę take współczesne Miasteczko Twin Peaks, ale dla mnie o niebo lepsze.



Nie jest łatwo określić jak długo potrwa pandemia, ale na pewno obok niewątpliwie katastrofalnych skutków ma swoje dobre strony. Pozdrawiam.

Search Results

Web result w

niedziela, 26 kwietnia 2020

Legia najlepsza jest...

Wczoraj minęło pięć tygodni od kiedy ostatni raz byłem w pracy. Za kolejne dwanaście tygodni wybieram się na dwutygodniowe wakacje do Polski. Mam nadziej ze do tego czasu wszystko wróci do normy. Wczoraj wygrzebałem na półce gif z zeszło rocznej wyprawy na stadion Legi Warszawa. Pięknie wydana i bogato ilustrowana encyklopedia piłkarska Fuji Legia najlepsza jest...


Na wstępie chwiałem zaznaczyć, że nigdy nie byłem i raczej już nie będę fanatykiem piłki nożnej. Nie oglądam każdego meczu a raczej wybieram perełki które od czasu do czasu serwowane są nam w TV. Legię darze sentymentem za radość jaką obdarzyła mnie w pierwszej połowie lat 90-tych awansując w 1991 roku do półfinału PZP i za Ligę Mistrzów kilka lat później.


Miło było sięgnąć po pozycję która w lekki i przyjemny sposób podsumowuje historię ulubionego klubu. Encyklopedia piłkarska Fuji przede wszystkim to zbiór statystyk meczowych okraszanych komentarzem. W tym wypadku podsumowanie lat 1916-2013. Początkowe lat to raczej żmudne kopanie materiałach prasowych wyszukiwanie ciekawych historii i genezy powstania klubu. Warszawska Legia to klub wojskowy wywodzący swoją nazwę od Legionów Piłsudskiego. W latach 60-tych ubiegłego stulecia władzę nie mogły zaakceptować tej nazwy. Tak wiec wykreowano nową legendę. Nazwa Legia pochodziła od Legionów rzymskich, które to walcząc w Anglii nauczyły tubylców gry w piłkę nożną. Historia wyssana z palca przez wiele lat krążyła w kronikach klubowych.


Książka ta to nie tylko kompendium wiedzy o konkretnym klubie. To opowieść o Polsce o tym jak się zmieniała. O ludziach poświęcających życie dla realizacji pasji. Z kolejnymi stronicami dostajemy więcej konkretów opisów wydarzeń które wpisały się złotymi zgłoskami w historię polskiego futbolu, ale i te o których chcielibyśmy zapomnieć. Okraszone są one setkami zdjęć i tabelek. Historiami piłkarzy, trenerów i działaczy. Kilka lat temu czytając Legia 100 lat czułem rozczarowanie i złość na zmarnowanie potencjału na dobrą opowieść. Tu dostałem wszystko czego tam mi brakowało. Polecam każdemu fanowi piłki nożnej, z niecierpliwieniem czekam na koniec pandemii i powrót futbolu.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Obwód głowy

Mija miesiąc jak siedzimy w domu, prawdopodobnie kolejne trzy przed nami. Powoli godzimy się z faktem kolejnych dni w domowych pieleszach. Jest szansa na krótką refleksją nad tym dokąd zmierzamy i gdzie się tak spieszymy.  Wreszcie mamy czas na wspólne czytanie oglądanie i słuchanie muzyki. Dziś kilka zdań na temat Obwodu głowy Włodzimierza Nowaka.



Książka przeleżała u mnie kilka ładnych lat. Zbiór dwunastu reportaży z przełomu wieku dotyczących polsko-niemieckiego pogranicza. Każdy dotykający nieco innej perspektywy. Mamy historie powojennych przesiedleńców, tych z polskiej i niemieckiej strony, losów polskich dzieci odebranych matką przez nazistów. Mamy bardzo ciekawy reportaż o belgijskim żołnierzu Wermachtu  tłumiącym powstanie warszawskie, a także o Niemcu Manfredzie, który uciekł do polskiej partyzantki. Nie obyło się również od tematów bardzie współczesnych małych biznesach na pograniczu, czy Uniwersytetu Europejskiego z Viadrina kształcącego przyszłych mecenasów prawa polskiego i niemieckiego. Widzimy również upadek muru berlińskiego oczami pani Mohs przedstawicielki wschodnio-niemieckich Ossi. 
Czytając te historie łapie się odpowiednią perspektywę. Świat nie jest czarno biały. Nie ma zwycięzców i pokonanych. Nic w tych reportażach nie jest narzucone, nie wskazują drogi jaką należało by podążać, ani nie wytykają decyzji bohaterów. Opisują jedynie wydarzenia które miały miejsce. Dają materiał do przemyśleń nad nami samymi. Gorąco polecam ten zbiór, jedna z najlepszych pozycji non-fition jaką miałem w reku.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Kapusciński non-fiction

Biografia autorstwa Artura Domosławskiego spoczywa sobie na parapecie okna w zasięgu ręki. Od czasu do czasu zaglądam sobie do niej i przeglądam na wyrywki. Tydzień temu skończyłem czytać biografię Tadeusza Rolkę, poświęcił Kapuścińskiemu dwa może trzy zdania raczej mało pochlebne. Wspólnie studiowali na wydziale historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, Kapuściński był gwiazdą studenckiego świtka należącym do ZMP i czynnie w nim się udzielającym, Rolkę natomiast po roku wylądował w zakładzie karnym.



Ryszard Kapuściński wchodził w dorosłość w ciężkich czasach powojennych. Jak przez mgłę pamiętał okres sanacji i okupacji, budując sobie obraz wykreowany przez dziecięcą wrażliwość. Widzi szanse jaką niesie nowy ustrój z czasem jednak staje się pragmatykiem, co wielu wytyka mu do dziś. Posiadał wrodzoną empatię w kontaktach z ludźmi co ułatwiało mu pracę reporterską, ale musiał być bardzo elastyczny w relacjach z ówczesną władzą. Ta natomiast pozwalała mu podróżować i publikować. Nie był niebezpieczny gdyż jego teksty poruszały sytuację państw trzeciego świata nękanych przez imperialistyczne kraje zachodu.
Jego reportaże z afryki czy ameryki południowej dla czytelnika w Polsce są niczym fantasmagorie z pogranicza fikcji i faktu. Choć czuł się reporterem często korzystał z fakty że dla czytelników w kraju są to miejsca bajkowe i te swoje historie mniej lub bardziej ubarwiał.
Domosławski punktuje nieścisłości jakich autor się dopuścił. Umiejscawia je w kontekście miejsca i czasu. Kapuścińskiego natomiast nie gloryfikuje tylko ubiera w ludzie szaty słabości. Może się to podobać lub nie gdy na światło dzienny wyciąga kolejne brudy, tym bardziej że sam Kapuściński kreował się na bohatera niemal bez skazy kochającego męża i odważnego reportera patrzącego śmierci w oczy.
Tematy które poruszał dotyczyły uciśnionych, gdy w drugiej połowie lat 70-tych wrócił do kraju okazało się że jego rodacy są nie mniej uciskani przez komunizm jak komuniści w Ameryce Południowej. Po roku 1981 zbliżył się do opozycji i oddał legitymację partyjną. Z piewcy socjalizmu stał się opozycjonistą. Narodziła się legenda, z którą ciężko polemizować. Natomiast książki bronią się same. Opisują człowieka zmagającego się z brutalnym światem w czasach szybkich przełomowych zmian. Jego opowieści są z pogranicza magii, niemożliwe, nieprawdziwe ale prawdopodobne. 

sobota, 11 kwietnia 2020

Przedświąteczny book haul

Dzisiaj krótko. Trochę roboty w kuchni mam w tym wyjątkowym dla nas czasie trochę słodkości nie zaszkodzi. O dziwo na tej przymusowej przerwie moje półki raczej nie wzbogaciły się o wiele pozycji. Cztery książki w tym trzy ebooki szału nie robi, ale że mam sporo zaległości jest dobrze. Zaczynamy.


- Fiedler. Głód świata - Piotr Bojarski
Jaki naprawdę był Arkady Fiedler, jeden z najsłynniejszych polskich globtroterów XX wieku? Znam go przede wszystkim z jego książek podróżniczych i kultowego Dywizjonu 303. Wiele sobie obiecuje po tej biografii.

Kiedy w Japonii chcesz kogoś zmotywować do działania, wołasz Ganbare! – „Daj z siebie wszystko! Trzymaj się! Dasz radę!”. Od 2011 roku to okrzyk, który na zniszczonej północy Japonii słychać wszędzie. Niektórzy mówią, że mają już go dosyć. Brzmi ciekawie tym bardziej że sami w chili obecnej jesteśmy w podobnej sytuacji.

- Modern British Food - Jesse Dunford Wood
Zachwycająco zwariowana, pyszna, nieodparta i dowcipna kolekcja brytyjskich klasyków z niespodzianką i zwrotem akcji, wszystko oparte na założeniu, że jedzenie powinno być zabawą dla wszystkich, a smak jest kluczem do dobrej zabawy przy stole. Wyszukana za 2£ w dobrej cenie dla mnie tym bardziej cenna iż czeka mnie zaliczenie kilku klasycznych potraw.

Chodziła za mną ta książka już od kilku lat. Kilka dni temu wyhaczyłem ja na publio.pl za naprawdę małe pieniądze. Grzech nie brać wiec kupiłem.

Ps. Pragnę wam życzyć zwłaszcza tym wyjątkowym czasie

  SZCZĘŚLIWYCH I ZDROWYCH ŚWIĄT WIELKIEJNOCY 

Pozdrawiam i do następnego razu.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Tadeusz Rolke Moja Namiętność

Piękna słoneczna pogoda, kończy się drugi tydzień od kiedy odesłano mnie do domu. Nawet nie sprawdzam newsów. Niedziela palmowa, jedno z najbardziej barwnych świąt w Polsce. Tłumy wiernych z kolorowymi pędami ozdobionymi kwiecistą tęczą barw. Nie dzisiaj. Przeddzień Wielkiego Tygodnia ulice i kościoły są puste. Tak więc w ten niedzielny dzień siedzę sobie na ławeczce w ogródku i kreślę te słowa z książką na kolanach.


Własnie skończyłem czytać wywiad rzekę z Tadeuszem Rolke, moja namiętność i mam mieszane uczucia. Jego biografią można by obdarować kilka osób. Urodzony przed drugą wojną światową, przeżył okupację, powstanie warszawskie, stalinizm (spędził dwa lata w więzieniu), komunizm, emigrację i kilka naprawdę płomiennych romansów.  Okres wojenny i powojenny jest najciekawszy. Szczególnie jego praca w tygodniku Stolica i miesięczniku Polska dokumentując odbudowującą się Warszawę nie zapominając na umieszczeniu na pierwszym planie młodej pięknej dziewczyny.


Najbardziej znane dzisiaj fotografie to te z lat 60-tych portrety znanych postaci polskiej sztuki i kultury...


... mody rodem z witryn Mody Polskiej...


i bananowej młodzieży z kultowymi skuterami w tle...


Wywiad poza momentami naprawdę ciekawymi poprzeplatany jest wspomnieniami osobistymi. Są to wyznania bardzo osobiste, rzekłabym że trochę nietaktowne i niesmaczne, ukazujące prawdziwą twarz fotografa do tego okraszone zdjęciami jego partnerek/modelek.


Drażniło mnie trochę nieobecność zdjęć których w książce zabrakło, a wiem że powinny tam być. Na przykład jest rozmowa o pewnej fotografii z postaciami, miejscem i kontekstem jego powstania, a przedmiotu opisanego brak. Rozumiem że wszystkiego zamieścić nie można, ale niesmak pozostał. Generalnie książka ciekawa, opisująca kawał polskiej historii oczyma człowieka, który raczej stronił od polityki, był hedonistą skupionym na sobie i swojej pracy. Sporo zdjęć z różnych etapów kariery obrazujących przemianę Polski jak i samego artysty. Polecam.

środa, 1 kwietnia 2020

Camera shelf tour

Kolejny dzień, kolejny email z pracą do wykonania. Umysł poszukuje furtki by odstawić zadanie na później. Chciałoby się wyjść na spacer, ale nie za bardzo można. Wzrok padł na półkę o dziwo nie z książkami, a moją kolekcją aparatów fotograficznych.


Zapraszam na book ups... camera shelf tour. Górna półka od lewej:

- Minolta XG 2 - 1977 (obiektyw Minolta MD 50mm f1.7)
Świetny aparat, który nie zadziała bez baterii. Przyjemnie się go używa, wypryskałem dwie rolki i efekt bardzo fajny (przykładowe zdjęcie). Ma kilka bajerów, ale w przeciwieństwie od modelu XD (wyższy model) raczej amatorski i nastawiony na ustawienia automatyczne.

- Yashica GTN electro 35 - 1973 (obiektyw Yashinon DX 45mm f1.7)
W internecie często zwany Leica dla ubogich lub aparatem Spider-Mana. W pierwszej połowie lat 70-tych technologiczne arcydzieło. Super jasny dalmierz z na stałe zamontowanym obiektywem. Minus bardzo ograniczony manualnie, istnieje możliwość ustawień priorytetu przesłony. Idealny do street fotek niemal bezgłośny. 

Półka środkowa od lewej:

- Praktica MTL 5B - 1985 (obiektyw Carl Zeiss Tessar 50mm f2.8)
Aparat legenda rodem z NRD. Świetna matówka z celownikiem. Duży ciężki ze stali. Nie działa światłomierz, jeszcze nie miałem okazji nim focić. Czeka na swoją kolej.

- Zenit E - 1977 (obiektyw Helios 44-2 58mm f2)
Aparat mojego taty. Uszkodzony. Mój pierwszy analog w kolekcji. Dzięki tej radzieckiej maszynie mam wiele pamiątek z dzieciństwa.

Dolna półka od lewej:

- Sony a6000 - 2014 (obiektyw Sigma DN 30mm f2.8)
Mój daily aparat. Kupiłem go w 2016 roku na wyprzedaży. Świetnie się sprawdza ze starymi analogowymi obiektywami. Wcześniej miałem Pentaxa K10d był ciężki, duży ten jest mały i lekki idealny w podróż.

- Ricoh XR-2 - 1977 (obiektyw Rikenon P 50mm f1.7)
Wygrzebałem go w jakimś sklepie ze starociami. Zakurzony bez obiektywu. Okazało się że po włożeniu małej wkładki pod baterię działa. Zrobiłem nim jeden film (przykładowe zdjęcie). Dodatkowy plus jest kompatybilny ze szkłami Pentaxa na mocowanie K. 

- Lubitel 166B - 1985 (obiektyw 75mm f4.5)
Aparat średnioformatowy w pewnych kręgach kultowy. Radziecka produkcja z lat 80-tych. Nie testowany ale z moich informacji działający, w bardzo dobrym stanie. Przy pierwszej okazji gdy tylko nabędę błonę filmową 120mm z wielką przyjemnością sprawdzę.

- Pentax MX - 1976 (obiektyw Pentax-M 50mm f1.7)
Drugi aparat w kolekcji. Jestem trochę fanboyem Pentaxa a MX to jeden z najlepszych aparatów drugiej połowy lat 70-tych. Mały lekki ze świetnym jasny wizjerem, w pełni manualny. Multum małych i większych udogodnień. Robienie zdjęć to sama przyjemność (przykładowe zdjęcie).

- Olympus Camedia C-50 - 2002 (obiektyw 7.8-23.4mm f2.8-4.8)
Pierwszy aparat cyfrowy który nabyłem po przyjeździe do UK. Posiada  jasny obiektyw z funkcją zoom jest bardzo lekki i robi całkiem ładne zdjęcia. Ma ustawienia manualne a to niezbyt często spotykana cecha w tego typu aparatach.

Aparaty które nie znalazły się na półkach ale są w moim posiadaniu:

- Olympus AF 30 - 1996 (obiektyw DX 34mm f5.6)
Pierwszy aparat który dostałem na osiemnaste urodziny. Niezbyt jasny obiektyw, ale za to bardzo ostry. Prosta małpka z którą mam wiele miłych wspomnień. Nigdy mnie nie zawiodła.

- Pentax KX - 1975 (obiektyw Tokina RMC 28mm f2.8)
Wygląda jak nowy zakupiony na aukcji ebay z oryginalnym futerałem. Małe problemy ze światłomierzem trzeba chwilę zaczekać zanim zacznie działać. Starszy brat MX  cięższy z nieco ciemniejszym wizjerem.

Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam.

PS. aparaty które kiedyś posiadałem i ciepło wypominam:  Fujifilm s6000fd, Pentax k10d, Olympus 35 RC (bardzo mały dalmierz), Konica Autoreflex TC (zostawiłem sobie szkło 50mm f1.8) i jeszcze kilka małpek z Olympusem af10 na czele...:-)