wtorek, 19 czerwca 2018

Wojna futbolowa

Zasiadłem nad klawiaturą komputera pełen emocji, jeszcze kilkadziesiąt minut temu z wypiekami na twarzy przeżywałem pierwsze spotkanie reprezentacji Polski. Senegal niczym specjalnym nas nie zaskoczył. Solidna drużyna do której uśmiechnęło się szczęście, dwie bramki z czapy trochę siłowej gry słabszy dzień polaków i kończymy pierwsze spotkanie w Rosji wynikiem 1:2. Przykro. Zabrakło determinacji, szczęścia i chyba wiary w zwycięstwo. Bogowie futbolu przychylnym okiem spojrzeli na przeciwnika, a my po raz kolejny będziemy grać o wszystko w kolejnych dwóch spotkaniach.




Potrzebowałem resetu. Sięgnąłem na półkę by po raz kolejny po obcować z z literaturą faktu z pod pióra Ryszarda Kapuścińskiego. Nim dotarłem do tytułowego reportażu oczom moim ukazała się dość nietypowa modlitwa jednego z wodzów afrykańskich:

Boże!
Mimo tylu modlitw do Cibie ciągle przegrywamy nasze wojny. Jutro znowu będziemy walczyć w bitwie, która jest naprawdę wielka. Ze wszystkich sił potrzebujemy Twojej pomocy i dlatego muszę Ci coś powiedzieć: ta jutrzejsza bitwa to będzie ciężka sprawa. Nie będzie w niej miejsca dla dzieci. Dlatego proszę Cię, nie przysyłaj nam na pomoc Twojego Syna. Przybądź Sam.

W jednej chwili pomyślałem o naszej drużynie. Przestańcie oglądać się na przeciwników. Wasza siła leży w was. Wstańcie i wygrajcie kolejne dwa mecze, macie umiejętności i siłę by tego dokonać.
Wracając do reportażu Wojna futbolowa. Piłka nożna w brew pozorom nie jest tylko grą zespołową, jest wentylem prze który spoglądamy na świat. Nasze kompleksy wciągu kilku minut potrafią brać górę nad dumą narodową. Bohater staje się zdrajcą, a zapomniany i nikomu nieznany kopacz, piłkarskim bogiem. Przegrany, czy wygrany mecz może być przyczynkiem do wzrostu gospodarczego, ale również do wojny. Ryszard Kapuściński opowiada nam taką historię. W roku 1969 doszło do spotkań drużyn z ameryki łacińskiej, Hondurasem a Salvadorem. Oba te mecze  w kolejnych dniach i tygodniach były pretekstem do wybuchu wojny między tymi państwami. A zaczęło się od rozruchów na stadionie. Nasz reporter dzień po dniu relacjonuje przebieg wydarzeń. Los chciał, że stał się cichym uczestnikiem tej wojny i korespondentem z pierwszej linii ognia.
W Ameryce Łacińskiej, granica między futbolem a polityką jest niezmiernie wąska. Długa jest lista rządów, które upadły lub zostały obalone przez wojsko, ponieważ drużyna  narodowa poniosła porażkę. Przykładem może być Brazylia, w której junta wojskowa po zdobyciu przez piłkarzy mistrzostwa zapewniła sobie spokojne rządy przez kolejne lata.
W Polsce choć bardzo kochamy futbol obudzimy się jutro rano, lekko skacowani, początkowo naburmuszeni postawą naszej reprezentacji, z upływem dnia  na naszych ustach pojawi się uśmiech i słowa: Polacy nic się nie stało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz