poniedziałek, 16 listopada 2015

Nocni wędrowcy

Do każdego kolejnego wpisu na tym blogu staram się znaleźć klucz, staram się czytać to co lubię, ale bardzo często, gdy już coś czytam, robię to w jakimś kontekście. Sięgam po książki bo czegoś mi brakuje bądź jestem pochłonięty jakimś tematem, bywa i tak że podświadomość podsuwa mi kolejną książkę. 
Po "Nocnych wędrowców" Wojciecha Jagielskiego sięgnąłem z sympatii do tego autora. Los chciał że gdy książka do mnie dotarła urodziła się moja córka, Zosia. Pojawiła się około 6 tygodni za wcześnie i kilka tygodni wraz z mamą spędziła w szpitalu. Ja natomiast wieczorami zaszywałem się w pokoju i pochłaniałem kolejne strony opowieści.


Poprzednie książki Wojciecha Jagielskiego opowiadały o wojnie w Afganistanie, o konfliktach etnicznych na Zakaukaziu. Były to wojny dorosłych, co prawda gdzieś w cieniu przemycał historię kobiet i dzieci, ale tylko jako tło, dopełnienie opowieści. 
Tym razem jesteśmy w Afryce, w samym jej centrum, Ugandzie. Tytułowi Nocni Wędrowcy to grupy malców, chroniące się nocą w mieście przed atakami swoich rozmiłowanych w zabójstwach rówieśników, to opowieść o dzieciach (z plemienia Aczolich) zasilających Bożą Armię (stworzoną przez Josepha Kony'ego), stanowiącą jedyne chyba na świecie wojsko dzieci, walczące z dorosłymi i dokonujące zbrodni i okrucieństw, na jakie dorośli by się nie poważyli. Dorośli bez słowa ustępują im pola. Uganda Jagielskiego to kraj, w którym żołnierz nie waha się strzelać do pięcioletniego chłopca, bo wie, że nie jest to już niewinne stworzenie, tylko zimny, wyrachowany zabójca, tym gorszy, że niedorosły.

(...) po jakimś czasie i odpowiednim przyuczeniu uważają wojnę za rozrywkę, za grę, w którą bawiły się lub bawiłyby się na podwórkach i szkolnych dziedzińcach. Nie czują strachu przed śmiercią - własną ani cudzą - bo, w przeciwieństwie do dorosłych, nie myślą o niej. Nie boją się, bo zdążyły przeżyć tak niewiele, tak niewiele poznały, tak niewiele mają do stracenia. Brak im doświadczeń, zamierzeń i marzeń, zobowiązań i obowiązków.

Nie macie już innej drogi. W waszych wioskach i domach nikt już was nie przyjmie - mówili - Nikt już was tam nie chce, nie czeka, nikt nie będzie kochał. Zabiliście, a zabójców się przeklina. Ale nie wolno wam uciekać ani płakać.Radujcie się, bo oto zostaliście żołnierzami Bożej Armii.

... J. Kony

To również opowieść o roli dziennikarza, wysłanego w miejsce zapomniane przez Boga. O jego bezsilności. Rozpaczy. Czy kilka słów wysłanych w prasowej korespondencji ma jakiekolwiek znaczenie, czy wpłynie na życie ludzi tu spotkanych, czy ulży im w cierpieniu. Czy reporter powinien być obiektywny gdy spotyka zło które nie można opisać słowami. Autor pozostawia nas bez odpowiedzi.

"Nocni wędrowcy" to nie do końca reportaż to lekko fabularyzowana opowieść, nie wiemy czy spotkani bohaterowie są realni, czy to może tylko duchy których wiele jest w Afryce. Autor wraca w te same miejsca, ale już nie może spotkać swego przewodnika Jacksona. Jest jednak obóz i są dzieci, niegdyś żołnierze Bożej Armii, dziś biegają po placu i bawią się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz