wtorek, 14 lutego 2017

Ulica marzycieli

Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości. Pierwsza strona, pierwsze zdanie, idealnie komponuje z dzisiejszym świętem św. Walentego. Jest więc okazja by trochę poopowiadać o książce irlandzkiego pisarza Roberta McLiam'a Wilsona'a. Miłość w tej historii ma wiele twarzy, jedną z nich jest rodzinne miasto autora, Belfast piękne ale pogrążone w bratobójczej wojnie domowej. 



Robert McLiam Wilson stworzył historię prostą a zarazem ponadczasową. Mamy grupę przyjaciół zamieszkujących Irlandię Pł, są młodzi średnio interesuje ich polityka chcą żyć i kochać i o tym właśnie jest ta książka. Miłość jak i życie rządzi się jednak własnymi prawami przychodzi wtedy kiedy nikt się jej nie spodziewa, doznawana tym intensywniej gdy jesteśmy niepewni jutra. Mamy tu pogrążony w zamachach terrorystycznych Belfast i przyjaciół z z obu stron konfliktu którzy pomimo politycznych animozji normalnie ze sobą współistnieją. Czasem takie połączenie jest może być wybuchowe tym bardziej że perypetie bohaterów są z tych słotko-gorzkich.
O dziwo nie jest to dramat, zdarzają sie momenty łapiące za serducho gdy opisywany jest zamach, przeważnie jednak przedstawiane jest normalne życie mieszkańców z ich problemami dnia codziennego. Jest tu miejsce na pracę (jeden z bohaterów Misiek prowadzi całkiem pomysłowy wysyłkowy interes) jak i miłość. Jak na ironie to drugie przychodzi zupełnie nieoczekiwanie tak jak by przy okazji. Marazm zastępuje coś wznioślejszego a doczesne problemy choć ciągle istniejące, są usuwane w cień. Pełno tu głupich rzeczy jakie zdarzają się każdemu z nas, niedomówień, roszczeniowych postaw. Miłość jednak zawsze zwycięża nawet gdy się tego nie spodziewamy.

Ps. Dziś Walentynki czasem miło sobie uświadomić że to nie tylko dzień pięknych kartek i kwiatów ale i miłości która nie koniecznie musi być cukierkowa najważniejsze by była prawdziwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz