środa, 22 lutego 2017

1945 Wojna i pokój.

Po książkę Magdaleny Grzebałkowskiej sięgnąłem z rocznym poślizgiem. Miałem ją już w koszyku w grudniu 2015 potem w lutym 2016 ale zakup odłożyłem. Za trzecim razem (grudzień 2016) nie myśląc za dużo książkę nabyłem i cieszę się z tej decyzji. 




Dla wielu polskich rodzin rok 1945 nie jest rokiem zwycięstwa i pokoju. Dla większości był to rok lęku o przyszłość, masowych przesiedleń i zbrojnych bojówek różnorakich maści poukrywanych w lasach. Przede wszystkim był to rok pogardy. Pogardy okazanej wszystkim którzy mieli okazje pamiętać ten rok.
Będąc szczenięciem uczono mnie że druga wojna światowa skończyła się w Europie w maju 1945 gdy Hitler popełnił samobójstwo w swoim bunkrze w raz z Ewą Braun. Prawda jest taka że ciągnęła się jeszcze przez długie miesiące a nawet lata (żołnierze wyklęci czy ukraińscy bojownicy UPA), ludzie tracili swoje domy i dobytek na długo po zakończeniu działań wojennych. Przerzucano ich z jednego miejsca na drugie, traktowano jako darmową siłę roboczą władzę oddawano w ręce ludzi silnych o nie do końca dobrym kręgosłupie moralnym. Wszędzie roiło się od szabrowników i złodziei na których początkowo przymykano oko (sprawiedliwość dziejowa). W wielkim skrócie o tym jest książka Małgorzaty Grzebałkowskiej.
Autorka dokonała tytanicznej pracy docierając do materiałów z tego okresu, poszukując żyjących świadków wydarzeń roku 1945.  Rozmawiając z nimi przed oczyma stawał jej obraz Polski zniszczonej pozbawionej jakiejkolwiek nadziei, krok po kroku jednak dźwigającej się z kolan. Dziennikarka wprowadzając chronologię (kolejne rozdziały do kolejne miesiące roku 1945) dała nam punkt odniesienia jakie następowały i w ludziach i w ich myśleniu. Początkowy strach zamieniał się w prymitywną chęć życia (np grabieżach, samowolach, mordach niewinnych) z czasem opamiętania i odbudowy zniszczonego kraju. Ciągnęło się to latami i wiele spraw do dziś jest nie wyjaśnionych.
Każda polska rodzina ma z tego okresu jakieś wspomnienia. W starym domu moich dziadków jeszcze w połowie lat 90-tych stał stary poniemiecki zegar, pamiątka po roku 1949 gdy babcia namówiła męża do powrotu do Radomia (przez 4 lata mieszkali na ziemiach odzyskanych w Szczecinie) będąc bardzo nieszczęśliwą śpiąc pod cudzym dachem i bojąc się odwetu.
Cudowna książka o czasach pogardy dla życia i bliźniego, ale też o miłości i nadziei. Polecam serdecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz