Krótkie dni i długie zimne noce zachęcają do czytania ale również do zadumy nad zastanowieniem się w którym kierunku zmierza nasza cywilizacja. Kilka dni temu w moim małym miasteczku zabrakło prądu. Na jedną bardzo długą godzinę w oczach sąsiadów zauważyłem strach. Godzina 17.00 wokoło egipskie ciemności. Chwilowy paraliż wszystkiego. Brak telewizji, internetu a nawet kuchenki na której można by odgrzać ciepłą zupę.
Gwiazdozbiór psa Petera Hellera to post-apokalipsa. Główny bohater przeżył epidemię grypy, która wytrzebiła niemal całą ludzką populację. Nie żyją jego żona i przyjaciele, a on sam mieszka w hangarze na małym opuszczonym lotnisku wraz ze swoim psem i jedynym sąsiadem – mizantropem nie rozstającym się z bronią.
Niebezpieczeństwo wisi gdzieś w powietrzu, z każdą kolejną stroną dawkowane są informację o tym co się wydarzyło. Dni zamieniają się w tygodnie te w miesiące a te w lata. Co jakiś czas pojawiają się intruzi zaburzający codzienną sielankę. Pewnego dnia umiera mu pies. Coś pęka. Sens egzystencji motywacji do przetrwania kolejnego dnia jakby na chwilę zostaje uśpiona. Ale czy aby na pewno.
Świetna sentymentalna opowieść o świecie którego już nie ma. O walce ze swoimi słabościami. O nadziei która pomimo wszelkich niewyobrażalnych przeciwności losu zaiskrzy w najmniej oczekiwanym momencie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz