Mam kilku takich pisarzy, których potrafię rozpoznać po przeczytaniu jednego no może dwóch zdań. Bez wątpienia jest nim Jerzy Pilch. W jego pracach wyczuwa się taką specyficzną nonszalancję, takiego intelektualisty, co z każdego garnka już jadł i do niemal każdego kieliszka zaglądał, a do tego ma dystans, do tego co mówi, czy piszę. Trochę zrzędzi, trochę narzeka, ale jak się przekroczyło sześćdziesiątkę i ma objawy parkinsona to wolno.
"Dziennik" Jerzego Pilcha to nie jest moje pierwsze spotkanie z tym autorem i na pewno nie ostanie. Pamiętam jak w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zaczytywałem się w jego felietonach na łamach tygodnika "Polityka", potem w ręce wpadła mi książka "Spis cudzołożnic", przeczytałem raptem kilkadziesiąt stron, nie wciągnęła mnie, odłożyłem. Kilka lat później przeczytałem "Tezy o głupocie, piciu i umieraniu" i pokochałem ten styl. Za każdym razem jest to ta sama opowieść o dojrzałym mężczyźnie kochającym życie, ale w tym życiu zagubionym. Nie ważne czy chodzi o alkohol, kobiety, pieniądze czy politykę to wciąż ta sama osoba. Intelektualista, bawidamek, alkoholik ale cholernie inteligentny i spostrzegawczy. Chce się doświadczać tego co przeżywa, czy dotyczy to rynsztoka czy kultury wysokich lotów.
To wszystko można odnaleźć w "Dzienniku" spisywanym każdego dnia od 21 grudnia 2009 do 21 listopada 2011 roku. Z tymi dziennym wpisami to trochę bujda, bardzo często myśl zaczyna się jednego dnia a kończy drugiego, poza tym są to przemyślenia kilku zdaniowe, przerywane dla potrzymania dramaturgi. Jest sporo o piłce nożnej z uwzględnieniem ukochanego klubu Cracovii, którego to nie chce znać, a jednak co tydzień wybiera się na stadion by dopingować tych patałachów. Bardzo dużo rozważań na tematy polityczne, trochę narzekań na znajomych i przyjaciół, całkiem sporo komentarzy na tematy religijne. Jerzy Pilch to luteranin z Wisły, jest z tego dumny, jak sam twierdzi do Boga ma daleko, ale są mu bliskie protestanckie wartości.
Najwięcej jednak jest tu przemyśleń o literaturze i jej twórcach. Jerzy Pilch dużo czyta i często wraca do lektur przeczytanych, z mijającymi latami odkrywa je na nowo.
Mnie osobiście przypadł do gustu komentarz na temat "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego, który cytuje poniżej:
8 marca 2010
(...) cała ta nadmierność dyskusji wokół "non-fiction" dosyć mnie zraża. Czy wszystko zostało powiedziane, nie wiem, szczerze mówiąc, wątpię, wszystkiego, jak na razie, nie powiedział nawet Pan Bóg. Bredni padło jednak sporo.
(...) swoją drogą ci mądrale, co twierdzą, że od dawna wiedzieli: Kapuściński kreował, nie był realistą - specjalnie śmieszni. Odkąd kreacja wyklucza realizm? Niewątpliwie od kiedy nie lada głowy biorą się do rozstrzygania tak wstrząsającego problemu z zakresu sztuki układania słów.
Najwięcej jednak jest tu przemyśleń o literaturze i jej twórcach. Jerzy Pilch dużo czyta i często wraca do lektur przeczytanych, z mijającymi latami odkrywa je na nowo.
Mnie osobiście przypadł do gustu komentarz na temat "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego, który cytuje poniżej:
8 marca 2010
(...) cała ta nadmierność dyskusji wokół "non-fiction" dosyć mnie zraża. Czy wszystko zostało powiedziane, nie wiem, szczerze mówiąc, wątpię, wszystkiego, jak na razie, nie powiedział nawet Pan Bóg. Bredni padło jednak sporo.
(...) swoją drogą ci mądrale, co twierdzą, że od dawna wiedzieli: Kapuściński kreował, nie był realistą - specjalnie śmieszni. Odkąd kreacja wyklucza realizm? Niewątpliwie od kiedy nie lada głowy biorą się do rozstrzygania tak wstrząsającego problemu z zakresu sztuki układania słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz