Witam. Ponownie sięgnąłem na mocno zakurzoną półkę, by podzielić się z wami moimi przemyśleniami. Dziś los padł na Lód Władimira Sorokina. Wyszperana w jednej z radomskich księgarni kilkanaście lat temu rozbudziła moją wyobraźnie i zasiała w mojej głowie małe ziarenko niepokoju.
W Moskwie, mieście, gdzie nic już nikogo nie dziwi, działa organizacja polująca na blondynów o niebieskich oczach. Porwani padają ofiarą sadystycznego eksperymentu i tylko nieliczni budzą się do nowego życia. Są to wybrańcy, uśpieni nadludzie posiadające specyficzne moce. Reszta to maszyny do zarabiania pieniędzy i prokreacji. Nie znają prawdziwej miłości uświadomionej tylko tej garstce, która powinna przejąć kontrolę nad światem, bo tylko ona jest predysponowana do tego.
Powiem tak jeszcze kilkanaście lat temu byłem urzeczony pomysłem na fabułę. Tajemniczy kosmiczny kawał lodu znany światu jako meteoryt tunguski jest konsekwencją następujących po sobie wydarzeń. Mamy tu wybrańców którzy znają prawdę i nic nieświadomy tłum, który jest tylko mięsem armatnim kolejnych zdarzeń. Organizacja błękitnookich blondynów trzymająca władzę. To już było. Dziś w dobie tryliona teorii spiskowych w sieciach społecznościowych staje się niestrawne i niezdrowo pobudza wyobraźnie. Kreuje natomiast pytania na które nie ma odpowiedzi. Dziś to fikcja literacka, jutro kto wie. Książka powstała w Rosji w momencie gdy władzę przejmował Putin uosobienie siły i tęsknoty do silnej scentralizowanej władzy. Może trochę nadinterpretują, ale miedzy wierszami wyczuwam pochwałę takiej postawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz