wtorek, 19 maja 2020

Seria niefortunnych zdarzeń

Dziś znowu to zrobiłem gdy moje Słoneczko smacznie spało włamałem się do jej pokoju i z pułki po cichutku zwinąłem książkę którą własnie czyta. Pomyślałem sobie, że raczej się nie obrazi, choćby dlatego że robię to notorycznie. Dobrze to lecimy...


W Serie niefortunnych zdarzeń wciągnęła się zeszłego lata. Serial nadawany na platformie Netflix obejrzała przynajmniej trzy razy i wciąż do niego wraca. Gdy okazało się że to adaptacja książki Lemony Snicket sięgnęła i po nią. Lwią część pożyczyła z biblioteki, a na jej półce wylądowały dwa ostanie tomy wyszukane gdzieś w lokalach charity. Z wywiadu środowiskowego wykonanego na córce dowiedziałem się serial jest w miarę wierną adaptacją książek.
Bohaterami serii są sieroty Baudelaire: Wioletka, Klaus i Słoneczko. Na początku cyklu ich rodzice giną w pożarze, który strawił cały dom Baudelaire’ów. Po śmierci rodziców dzieci trafiły do ich jedynego krewnego (prawnuka kuzyna pradziadka ojca dzieci) – Hrabiego Olafa. Staje się on inicjatorem większości niefortunnych sytuacji, z jakimi przychodzi zmierzyć się dzieciom. Kiedy rodzeństwo zostaje zabrane od Hrabiego Olafa, odnajduje je on u każdego następnego opiekuna. Opiekunowie Baudelaire’ów albo giną z rąk Olafa, albo wyrzekają się sierot.
Po obejrzeniu kilku odcinków byłem nieco zaniepokojony mroczną konwencją trochę w stylu produkcji Tima Burton'a. Byłem prawie pewny, że nie przypadnie do gustu mej córce. Pomyliłem się jest nią zauroczona i potrafi odnaleźć się w tym abstrakcyjnym świecie pełnym specyficznych aluzji do rzeczywistości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz