Długi majowy weekend 2019 roku powoli przechodzi do lamusa. Zajrzałem do kilku książek, ale nie nazwał bym to czytelniczym wyzwaniem, raczej poszerzaniem wiedzy o fotografii i jej historii. Leica witness to century (wygrzebana w publicznej bibliotece) jest właśnie taką pozycją. Leica to aparat kultowy wśród reporterów i pasjonatów streetfotografii, który pomimo swojej ceny obdarzony jest sporym gronem sympatyków, a Leica M6 była nieosiągalnym marzeniem mojego dzieciństwa.
Książka wpadła w moje ręce dość przypadkowo, gdy moja córa przedzierała się przez kolejne półki japońskiej mangi ja po cichutku zakradłem się na dział z fotografią poszperać w kolorowych albumach. Traf chciał że zaciekawiło mnie wydanie czarno białe o historii najbardziej kultowej marki reporterskiej Leicy której historia zaczyna się w roku 1913, ale swoją rozpoznawalność zyskała na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie 1936 roku.
Doskonała optyka i niewielkie rozmiary a przede wszystkim oferowana jakość zdjęć zapoczątkowała szaleństwo na tą markę które trwa do dzisiaj. Kolejne pokolenia najbardziej znanych dziennikarzy nie wyobrażało sobie pracy bez urządzeń niemieckiej Leicy.
Kolejne modele uwieczniały najbardziej wpływowe osoby światowego establishmentu...
...
... jak również konflikty zbrojne od II Wojny Światowej po starcia w Wietnamie, Afganistanie czy ostatnio w Kosowie...
Na kliszach aparatów uwieczniano dokonania nazistów, komunistów (Stalin wywiózł fabrykę do ZSRR i rozpoczął produkcję dalmierzowego Kieva), aliantów czy kolorowych hipisów i pacyfistów.
Gdy myślimy o fotografii zaangarzowanej mówimy o Leicie. W książce odnajdziemy wiele takich historii, gdzie w tle w drugim szeregu, przycupnięty w kącie, ze swoim małym aparacikiem pstryka kolejne zdjęcia dziennikarz fotograf. Świetna to książka i już wyszukuje na eBayu niedrogi egoegzemplarza. Polecam.
Książka wpadła w moje ręce dość przypadkowo, gdy moja córa przedzierała się przez kolejne półki japońskiej mangi ja po cichutku zakradłem się na dział z fotografią poszperać w kolorowych albumach. Traf chciał że zaciekawiło mnie wydanie czarno białe o historii najbardziej kultowej marki reporterskiej Leicy której historia zaczyna się w roku 1913, ale swoją rozpoznawalność zyskała na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie 1936 roku.
Doskonała optyka i niewielkie rozmiary a przede wszystkim oferowana jakość zdjęć zapoczątkowała szaleństwo na tą markę które trwa do dzisiaj. Kolejne pokolenia najbardziej znanych dziennikarzy nie wyobrażało sobie pracy bez urządzeń niemieckiej Leicy.
Kolejne modele uwieczniały najbardziej wpływowe osoby światowego establishmentu...
...
... jak również konflikty zbrojne od II Wojny Światowej po starcia w Wietnamie, Afganistanie czy ostatnio w Kosowie...
Na kliszach aparatów uwieczniano dokonania nazistów, komunistów (Stalin wywiózł fabrykę do ZSRR i rozpoczął produkcję dalmierzowego Kieva), aliantów czy kolorowych hipisów i pacyfistów.
Gdy myślimy o fotografii zaangarzowanej mówimy o Leicie. W książce odnajdziemy wiele takich historii, gdzie w tle w drugim szeregu, przycupnięty w kącie, ze swoim małym aparacikiem pstryka kolejne zdjęcia dziennikarz fotograf. Świetna to książka i już wyszukuje na eBayu niedrogi egoegzemplarza. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz