Książkę odnalazłem, a raczej wygrzebałem w stercie innych pozycji mojej małżonki. Pamiętam jak z wypiekami na twarzy otwierała paczkę. Zaparzyła rumianek i zatapiała się w lekturze na kilka godzin. Następnie odłożyła na półkę nie sięgając ponownie.
Leżała sobie ta książka na jej półce dobre kilka miesięcy nim trafiła w moje ręce. Najpierw ją przekartkowałem, następnie kilkakrotnie otworzyłem na chybił trafił zatrzymując wzrok na co ciekawszych akapitach. Rozwijały one historię Jezusa przedstawioną w czterech kanonicznych ewangeliach. Niebyły one specjalne odkrywcze ale co ważne spisane były w pierwszej osobie jako osobiste przemyślenia Chrystusa.
Autor Carven Alan Ames w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia został obdarzony Łaską Pańską i doznał mistycznych objawień, wizji będących udziałem Jezusa Chrystusa. Wędruje z Nim i Jego uczniami do Jerozolimy, nauczając i lecząc. Daje nam obraz szczegółów ich codziennego życia i wiedzę o uczuciach i myślach Jezusa.
Jest to ciekawy zabieg, nieco przerażający, ale zarazem dający nam możliwość przebywania z realną osobą obdarzoną ludzkimi cechami i słabościami. Historie te jednak mieszczą się w kanonie jaki znamy z nauki kościoła i tu tkwi słabość tekstu. Nie ma tu zbyt wiele dylematów, moralnych wyborów, walki dobra ze złem. Jest Jezus który jest miłością i świat który stoi przed Nim otworem. Jezus jest wszechwiedzącym nauczycielem a wędrujący z Nim uczniowie bezgranicznie w Niego zapatrzeni. No może poza Judaszem, który pomimo ewidentnie nagromadzonych negatywnych cech jest tu uosobieniem niedoskonałego grzesznego człowieka.
Książka niewątpliwie jest wartościowa i mocno uduchowiana, ale biorąc ją do reki nie tego szukałem. Myślałem że będzie mi dane poznać uczucia i myśli człowieczej strony Jezusa. W tej opowieści Syn Boży pozostaje Synem Bożym, niedoścignioną doskonałością i miłością.