środa, 3 lipca 2019

Kirgiz schodzi z konia

Po raz kolejny sięgnąłem po zbiór reportaży Ryszarda Kapuścińskiego. Początkowo planowałem w jednym wpisie podzielić się przemyśleniami po lekturze Kirgiz schodzi z konia i wydanej w zeszłym roku książki Wojciecha Góreckiego Buran, Kirgiz wraca na koń, ale jako że tej drugiej jeszcze nie przeczytałem zostawię ją na później.


Kirgiz schodzi z konia po raz pierwszy wydana została w 1968 roku i była pisana trochę na zamówienie PAP-u w związku ze zbijającą się 50-tą rocznicą Rewolucji Pazdziernikowej. Czytając jednak kolejne reportaże to samej rewolucji nawiązań prawie nie ma. Mamy obraz współczesnych (z roku 1967) azjatyckich republik radzieckich. Problemy z którymi borykają się mieszkańcy i radości życia codziennego. Przemysłowo-techniczna współczesność miesza się w tych regionach z tradycją religijną i kulturową. Odwiedzając kolejne republiki (Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Kirgizja, Tadżykistan, Turkmenia, Uzbekistan) poznajemy jego historie i bohaterów. Gruzini są ludem górskim i nie czują się najlepiej poza swoimi górami, Ormianie natomiast mają swoje diaspory na niemal każdym kontynecie. 
Książka Kapuścińskiego to nieco ponad 100 stron. Niewiele ale za to bardzo treściwie. Autor jest doskonałym obserwatorem, który swoje spostrzeżenia potrafi w magiczny sposób streścić na kilku stronach, zadowalając czytelników jak i zleceniodawców. Dostajemy obraz republik radzieckich które siedzą okrakiem tym co dziś a tym co wczoraj. A wszystko to pięćdziesiąt lat po wielkiej Rewolucji Październikowej. Polecam świetna książka świetnego polskiego reportażysty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz