Zbigniew Rokita popełnił bardzo ciekawą książkę, nim jednak ona do mnie dotarła balonik oczekiwań urósł do niebotycznych rozmiarów. Nie pękł, ale powietrze wraz kolejną przeczytaną stroną powolutku uchodziło, by pozostawić mnie z uczuciem niedosytu.
Autor posiada olbrzymią wiedzę w temacie dawnego imperium sowieckiego i rosyjskiego. Wyczuwa się pasję związaną z tą częścią europy, a także umiejętność snucia ciekawej opowieści. Królowie strzelców, piłka w cieniu imperium wciąga i nie pozwala od siebie oderwać oczu, a gdy człowiek kończy czuje rozczarowanie. Nie do końca jest to książka o piłce nożnej, z ośmiu reportaży dwa dotyczą piłki wodnej i koszykówki. Są to zazwyczaj tematy już znane wielokrotnie opisywane. Rok 1956 i ucieczka węgierskiej drużyny piłki wodnej z igrzysk olimpijskich, jest jednym z najbardziej znanych. Jest rozdział o Erneście Wilimowskim, przedwojennej gwieździe polskiej reprezentacji i jego tragicznych wojennych wyborach. Historia rywalizacji moskiewskich klubów Spartaka, Dynama i CSKA. Litewskiej koszykarskiej drużynie marzeń z przełomu lat 80-tych i dziewięćdziesiątych. Całkiem sporo autor poświęca piłce nożnej na Zakaukaziu, kończąc reportażem z piłkarskich mistrzostw świata reprezentacji nieuznanych.
Czyta sie to rewelacyjnie, tyle nie do końca jest to książka sportowa. Również dobór tematów nieco zawodzi. Brakuje wielu ciekawych wydarzeń. Nic o węgierskich piłkarskich wicemistrzach świata z roku 1954 i losach drużyny po 1956, ani słowa o meczu Polska - ZSRR na stadionie Śląskim w roku następnym. Jest to raczej kolejna pozycja z kategorii geopolitycznych rozważań o ciężkich warunkach życia za żelazną kurtyną. Oczekiwałem więcej historii sportowych. Sport jest tu tylko pretekstem, by wybrać się w rejony które interesują autora. Ciekawe to opowieści, chciało by się ich jednak więcej. Zbigniew Rokita pisze ciekawie i interesująco, ale 180 stron to jak na taką tematykę zdecydowanie za mało. Po mimo tego warto sięgnąć po książkę. Można się z niej dowiedzieć, którego z piłkarza osobiście nienawidził Beria, a kochał syn Stalina.
Autor posiada olbrzymią wiedzę w temacie dawnego imperium sowieckiego i rosyjskiego. Wyczuwa się pasję związaną z tą częścią europy, a także umiejętność snucia ciekawej opowieści. Królowie strzelców, piłka w cieniu imperium wciąga i nie pozwala od siebie oderwać oczu, a gdy człowiek kończy czuje rozczarowanie. Nie do końca jest to książka o piłce nożnej, z ośmiu reportaży dwa dotyczą piłki wodnej i koszykówki. Są to zazwyczaj tematy już znane wielokrotnie opisywane. Rok 1956 i ucieczka węgierskiej drużyny piłki wodnej z igrzysk olimpijskich, jest jednym z najbardziej znanych. Jest rozdział o Erneście Wilimowskim, przedwojennej gwieździe polskiej reprezentacji i jego tragicznych wojennych wyborach. Historia rywalizacji moskiewskich klubów Spartaka, Dynama i CSKA. Litewskiej koszykarskiej drużynie marzeń z przełomu lat 80-tych i dziewięćdziesiątych. Całkiem sporo autor poświęca piłce nożnej na Zakaukaziu, kończąc reportażem z piłkarskich mistrzostw świata reprezentacji nieuznanych.
Czyta sie to rewelacyjnie, tyle nie do końca jest to książka sportowa. Również dobór tematów nieco zawodzi. Brakuje wielu ciekawych wydarzeń. Nic o węgierskich piłkarskich wicemistrzach świata z roku 1954 i losach drużyny po 1956, ani słowa o meczu Polska - ZSRR na stadionie Śląskim w roku następnym. Jest to raczej kolejna pozycja z kategorii geopolitycznych rozważań o ciężkich warunkach życia za żelazną kurtyną. Oczekiwałem więcej historii sportowych. Sport jest tu tylko pretekstem, by wybrać się w rejony które interesują autora. Ciekawe to opowieści, chciało by się ich jednak więcej. Zbigniew Rokita pisze ciekawie i interesująco, ale 180 stron to jak na taką tematykę zdecydowanie za mało. Po mimo tego warto sięgnąć po książkę. Można się z niej dowiedzieć, którego z piłkarza osobiście nienawidził Beria, a kochał syn Stalina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz