Długo czekałem na nową powieść Jarosława Grzędowicza, a po lekturze miałem mieszane uczucia. Książka daje sporo do myślenia przedstawiając kierunek w jakim zmierza świat. Tyle że świat przedstawiony jest mało odkrywczy i już nie nowy.
Zmyliła mnie nieco okładka. Byłem przekonany że w moje ręce wpada space opera dziejąca się gdzieś w kosmosie. Nic bardziej mylnego. Wokół ziemi i jej mieszkańców będzie toczyła się akcja. Jest rok 2058 zasoby naturalne są na wyczerpaniu ludzkość zmierza do upadku moralnego, w którym całość trzymają w kupie skorumpowane rządy i koncerny, posunięta do granic możliwości globalizacja, ciemne masy natomiast ogłupia MegaNet przedstawiając ukierunkowane na sensacje eventy. Jednym z takich inwenciarzy jest Norbert, który podróżuje po świecie szukając sensacji na której będzie mógł zarobić. Jest najlepszy w tym co robi i wkrótce otrzymuje propozycję nie do odrzucenia.
Prywatna korporacja planuje eksplorację księżyca, odkryto na nim gaz zwany Helem 3, który mógłby w przyszłości zastąpić ropę i węgiel. Problem w tym że we współczesnym świecie nie ma miejsca na kolejnego gracza. Wszystkie karty zostały rozdane, bogactwa podzielone między Chiny i Noworosję. Dawne państwa rozwinięte popadły w stagnację brnąc w kolejne regulacje dotyczące ochrony środowiska i ratowania tego co jeszcze zostało. Żywność jak i dobra konsumpcyjne są reglamentowane.
Nowy zawodnik wprowadza zamęt w dotychczasowy status quo. Jest zagrożeniem.
Fabuła zarysowuje się całkiem interesująco tyle że jest bardzo liniowa, nie mamy tu wątków pobocznych, cały czas podążamy za głównym bohaterem. Odwiedzamy Emiraty Arabskie (terroryzm wciąż kwitnie), dostajemy się na ekskluzywną imprezę biznesu i władzy w stolicy Polski, potem na chwilę zostajemy wrzuceni w rumuńskie Karpaty, by ostatecznie wylądować na srebrnym globie. Dostajemy jakieś informacje ale są one szczątkowe.
Autor nie ukrywa że książka ta to powrót do socjologicznej Science fiction lat 80-tych ubiegłego wieku. Sporo tu elementów zaczerpniętych z Zajdla jednostka kontra system. Mało to wszystko oryginalne do tego pachnie tu na siłę przemycaną polityką. I ta końcówka lekko rozczarowująca.
Pomimo tego książka zainteresowała mnie i skłoniła do zadumy nad przyszłością. Czterdzieści lat to nie taki szmat czasu. Polecam choć czytałem lepsze dzieła Grzędowicza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz