"Kiedy Bóg zasypia" to książka na którą czekałem z zapałem (był to rok 2007). Świetny pomysł na powieść, akcja rozgrywająca się w początkach państwowości polskiej, reakcja pogańska, śmierć władcy, bezprawie, pretendenci do tronu, najazdy sąsiadów do tego starosłowiańskie wierzenia i stwory nie z tego świata: Strzygi, Ożywieńcy, Dziwożony czy Południce. Można powiedzieć historia samo się pisząca.
Zacznijmy od początku mamy rok 1034, król Mieszko II Lambert umiera a w Polsce zaczyna się walka o tron. W Polskiej historiografii lata 1034-1038 to biała plama. Wiemy że doszło do buntu chłopstwa i reakcji pogańskiej, możnowładztwo i duchowieństwo zostało zdziesiątkowane a ci co mogli schronili się na Mazowszu gdzie twardą ręką rządził Miecław. Fabuła książki dzieje się właśnie w tym okresie.
Rafał Dębski jest znanym twórcą historii grozy i nie inaczej jest tutaj. Umiejscowienie akcji jest tylko pretekstem do kolejnych opisów masakr dokonywanych przez wyznawców starosłowiańskich religii. Pojawiają się stwory i ożywieńcy a wszędobylska krew leje się na lewo i prawo. Postacie ludzkie nie odbiegają od tego stereotypu to kolejne wcielenia potworów.
Mamy trzy strony konfliktu: polskich chrześcijan, czeskich chrześcijan i słowiańskich pogan. Prości ludzie mają dość rządów możnowładztwa, pamiętają panowanie Bolesława Chrobrego i Mieszka I ciągłe wojny, śmierć, choroby. Pamiętają też czasy gdy wyznawali inne religie, a przede wszystkim pamięć o nich podtrzymują starosłowiańscy kapłani Żercy. Możnowładztwo rozpamiętuje dawne czasy i skupia się w Gnieźnie gdzie znajdują się relikwie św. Wojciecha. Wspomniani są tu również synowie poprzedniego władcy, zapomniany i wymazany przez historię Bolko i Kazimierz zwany odnowicielem. Pierwszy pojawia się na krótko i szybko ginie drugi na końcu jako wybawiciel Polski.
Książka średnio broni się jako powieść historyczna, jest to raczej fantasy osadzona w tych realiach. Fantasy a może bardziej horror dziejący się w czasach panowania pierwszych Piastów. Bohaterowie są płascy często pojawiają się znikąd by po kilku chwilach na zawsze zniknąć z kart książki. Całość czyta się szybko i zapomina równie szybko. Na siłę umieszczono wątek miłosny z Dziwożoną i Ożywieńcem który ma się nijak do fabuły, a wszystko kończy się nagle jakby w środku historii pojawieniem się polskiego księcia na białym koniu.
Na zakończenie fragment jeden z wielu w tej książce idealnie obrazujący klimat historii...
"Przywiązany człowiek rzucił się, jakby chciał zerwać więzy. Jednak rzemienny pas trzymał mocno. Kapłan chwycił ofiarę za włosy, odchylił do tyłu głowę. W blasku płonących wokół pochodni i olejowych mis ustawionych na trójnogach widać było, jak grdyka ofiary chodzi bardzo szybko w górę i w dół. Ostrze spadło na nią niby jastrząb na królika. Buchnęła krew, wylewając się potężnym strumieniem wprost na posąg boga. Zagrzmiało. Wyznawcy padli na twarz. W tej chwili zgasły wszystkie światła poza świętym ogniskiem..."
Ps. Książka sprawdza się jako lektura w takie dni jak dziś ... Halloween...
Ps. Książka sprawdza się jako lektura w takie dni jak dziś ... Halloween...