Zrobiłem sobie przerwę od szwendania się z aparatem po okolicznych krzakach. Sięgnąłem po Zaginione miasto boga małp Douglasa Prestona i przeniosłem się w świat z kart Alfreda Szklarskiego i archeologicznych przygód z filmowego cyklu o Indianie Jonesie.
Książka przeleżała na mojej półce niemal rok. Wiele pozytywnych recenzji przeplatało się z krytycznymi głosami świata nauki. Czy w XXI wieku, gdzie każdy nasz krok śledzony jest przez krążace nad naszymi głowami satelity są miejsca dziewicze nietknietne ludzką stopą? Trudno to sobie wyobrazić, ale tak. Istnieją dwa światy nasz tak zwany cywilizowany i ten drugi nazywany często trzecim. Gdzie przetrwanie kolejnego dnia jest ważniejszy niż jakieś prehistoryczne artefaktry. Skorumpowane władze, kartele narkotykowe, lokalni watażkowe strzegą swoich interesów, nie ułatwiają wizytę w takich miejscach. Strach o swoje zdrowie i życie odstrasza naukowców i badaczy. Istnieją jednak pasjonaci warjaci którzy pomimo narastajacych problemów nie zniechęcają się szukają dogodnego momentu, by zrealizować swoje marzenia. O nich jest właśnie ta książka.
Lasy Mosquitii w Hondurasie to najgęstrza i najtrudniej dostępna dżungla świata, pełna jadowitych węży, jaguarów oraz muchówek roznoszących biały trąd. Włąsńie tam miało istnieć legendarne Miasto Boga Małp, według legendy - przeklęte. Dzięki nowoczesnej technologii laserowej jej członkom udało się zlokalizować położenie tajemniczego prekolumbijskiego miasta. Wyprawa pomimo wielu problemów i przeszkód ruszyła w lutym 2015 roku.
Na kolejnych stronach odkrywamy zagatkę zaginionej cywilizacji. Dziś porośniętej tropikalnym lasem, ale sześć styleci temu tętniącej życiem (kilku) metropolii. Legenda staję się faktem, okupionym życiem wielu ludzkich istnień. Z klątwą która i dziś potrafi zabić. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz