sobota, 31 marca 2018

Oczami Jezusa

Książkę odnalazłem, a raczej wygrzebałem w stercie innych pozycji mojej małżonki. Pamiętam jak z wypiekami na twarzy otwierała paczkę. Zaparzyła rumianek i zatapiała się w lekturze na kilka godzin. Następnie odłożyła na półkę nie sięgając ponownie.



Leżała sobie ta książka na jej półce dobre kilka miesięcy nim trafiła w moje ręce. Najpierw ją przekartkowałem, następnie kilkakrotnie otworzyłem na chybił trafił zatrzymując wzrok na co ciekawszych akapitach. Rozwijały one historię Jezusa przedstawioną w czterech kanonicznych ewangeliach. Niebyły one specjalne odkrywcze ale co ważne spisane były w pierwszej osobie jako osobiste przemyślenia Chrystusa.
Autor Carven Alan Ames w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia został obdarzony Łaską Pańską  i doznał mistycznych objawień, wizji będących udziałem Jezusa Chrystusa. Wędruje z Nim i Jego uczniami do Jerozolimy, nauczając i lecząc. Daje nam obraz szczegółów ich codziennego życia i wiedzę o uczuciach i myślach Jezusa.
Jest to ciekawy zabieg, nieco przerażający, ale zarazem dający nam możliwość przebywania z realną osobą obdarzoną ludzkimi cechami i słabościami. Historie te jednak mieszczą się w kanonie jaki znamy z nauki kościoła i tu tkwi słabość tekstu. Nie ma tu zbyt wiele dylematów, moralnych wyborów, walki dobra ze złem. Jest Jezus który jest miłością i świat który stoi przed Nim otworem. Jezus jest wszechwiedzącym nauczycielem a wędrujący z Nim uczniowie bezgranicznie w Niego zapatrzeni. No może poza Judaszem, który pomimo ewidentnie nagromadzonych negatywnych cech jest tu uosobieniem niedoskonałego  grzesznego człowieka.
Książka niewątpliwie jest wartościowa i mocno uduchowiana, ale biorąc ją do reki nie tego szukałem. Myślałem że będzie mi dane poznać uczucia i myśli człowieczej strony Jezusa. W tej opowieści Syn Boży pozostaje Synem Bożym, niedoścignioną doskonałością i miłością.

niedziela, 25 marca 2018

Martwa dolina

Uzbierało mi się trochę zaległej lektury, w międzyczasie moje półki nabrzmiały kolejnymi pozycjami, puchną również kolejne wersje książek elektronicznych na moim kindlu. Trzeba coś z tym zrobić. Wygrzebałem więc reportaż, a raczej dochodzenie o tajemniczych wydarzeniach w Kamerunie z sierpnia 1986 autorstwa Franka Westermana.


W niewielkiej dolinie w północno-wschodnim Kamerunie, coś zabiło prawie całą ludność zginęły też wszystkie zwierzęta, nawet muchy. Żadnych strat materialnych, żadnych zniszczeń, brak sprawcy, brak motywów. Świat wstrzymał oddech, wysłano naukowców, wojskowych, duchownych i różnej maści wolontariuszy. Teorii było kilka. 
Trzy rozdziały i trzy różne wersje wydarzeń, wszystkie prawdopodobne, dzielące społeczeństwo. Wersja polityczno-naukowa najbardziej racjonalna. Pewnego rodzaju erupcja bliżej nieznanych gazów pochodzenia naturalnego (wulkan, podziemne złoża gazów), czy nieautoryzowane próby z bronią biologiczną ( na miejscu pojawili się izraelscy, francuscy i amerykańscy żołnierze). Obok nich pojawiły się również głosy uwzględniające nadprzyrodzone siły. Pojawili się misjonarze głoszący słowo boże tłumaczący wydarzenia poprzez pryzmat  Biblii. Lokalni mieszkańcy wiązali natomiast ową tragedię z bóstwami zamieszkałymi te ziemie w przeszłości.
Frank Westerman wybiera się do Kamerunu 25 lat po tragedii, dokonać reporterskiego śledztwa jak owe wydarzenia wpłynęły na miejscową ludność i na cały kraj. Niewiele się zmieniło naukowcy do dzisiaj w stu procentach nie są zgodni co spowodowało katastrofę. Miejscowi misjonarze jednak na nowo zyskali oręż w walce o wiernych widząc w tych wydarzeniach znaki. Natomiast miejscowi stworzyli nowe mity, które zaczęły żyć własnym życiem.

Autor ciekawie puentuje wszystkie te teorie:
Myśl, że mity są oparte na faktach historycznych, zagnieździła się w mojej głowie i obracała jak mokry cement w betoniarce. Po jakimś czasie scaliła się w nowy obraz: mitycznego stwora z prawdziwych kości - w tej postaci narzuciła mi się mityczna historia. Nagle wyobraziłem sobie jak powstaje taki stwór. Z luźnych resztek kości rozsiany po polu. Znalezione kawałki układa się razem, krąg po kręgu, potem szczęka, czaszka. Wokół szkieletu zagęszcza się się wyimaginowane ciało, proces trwa wieki. Po tłuszczu i mięśniach pojawiają się skóra, sierść i łuski, pazury, dziób, kolor źrenic. Kiedy mity - ja Ewa powstała z żebra Adama - osiągają własną postać, otrzymują w ramach udoskonalenia serce, moralność. Zdarza się, że się wymykają i zaczynają żyć własnym życiem gdzieś indziej.

Ciekawa to książka. Przedstawia rolę mediów we współczesnym świecie. Ich kreacyjną siłę, która w gruncie rzeczy nie udziela odpowiedzi, a jedynie je mnoży. Ludzie radzą sobie jak mogą wplatając w owe wydarzenia w własne doświadczenia i interpretacje owych. Powstaje więc wiele teorii spiskowych, religijnych objawień itp.
Historia jest lustrzanym odbiciem tego co ma miejsce w Polsce. Tragedia smoleńska, początkowo brana racjonalnie pod lupę obrosła w chwili obecnej w różnego rodzaju maści teorii spiskowych i mitów z nią związanych. Polecam, bo warto. 

niedziela, 18 marca 2018

Barca, życie, pasja, ludzie

Na biurku przed moimi oczyma leży pięknie wydana w twardej okładce nieautoryzowana historia klubu piłkarskiego FC Barcelona autorstwa Jimmy Burns'a. Mieniąca się na bordowo i niebiesko z grzbietem w kolorze brudnej żółci. Wpatruje się nieco dłużej i dostrzegam mikroskopijnej wielkości literki składające się w imiona i nazwiska polskich fanów w ten sposób zaakcentować swoją miłość do klubu.


Na początek trochę prywaty. Historia klubu z Katalonii sięga roku 1899, spotkania założycielskiego któremu przewodziło dwóch anglików i szwajcar. Dla mnie przygoda z tą drużyna ma początek blisko 90 lat później. W 1988 doszło do dwumeczu z Lechem Poznań w 1/8 Puchar Zdobywców Pucharu po remisie 1:1 u siebie i tym samym wyniku wyjeździe, Katalończycy byli górą w rzutach karnych a owe rozgrywki zakończyli zdobyciem trofeum. Był to też rok powrotu do klubu Johana  Cruyffa w przeszłości gwiazdy holenderskiej piłki, a przede wszystkim barcelońskiego klubu.


Rok 1988 jest dla mnie wyjątkowy, do dziś potrafię sięgnąć do wspomnień z tego okresu. Miałem 10 lat w RFN odbywały się Mistrzostwa Europy, gdzie szaleli Holendrzy. Selekcjonerem tej drużyny był Rinus Michels, który wykreował wiele gwiazd futbolu, m.in. Cruyffa, van Bastena, Gullita, Rijkaarda; z trzema ostatnimi sięgnął po mistrzostwo Europy w 1988.
Rinus Michels w latach siedemdziesiątych trenował FC Barcelonę i sprowadził do niego ikonę klubu  Johana  Cruyffa. Lata dziewięćdziesiąte to dominacja Katalończyków w Europie, a dramatyczny mecz z Lechem był jej początkiem.
Nie jest to jednak książka o sukcesach klubu, tak naradę ostanie trzy dekady można by tak nazwać, wydarzenia wcześniejsze to raczej zbiór mniej i bardziej fascynujących historii jak tworzyła się legenda. Dla Katalończyków FC Barcelona to coś więcej niż klub, to wspólnota, jedyne miejsce w Hiszpanii gdzie mogli manifestować swoją odrębność narodową. Tragiczne losy mieszkańców wiążą się nierozerwalnie z klubem. Czas katalońskiej prosperity  w okresie I wojny światowej i w kilka lat po niej to pasmo sukcesów drużyn. Wojna domowa w latach trzydziestych to nie tylko tragiczne los prezesa klubu, ale również dobrowolne wygnanie (turn'e po Ameryce) zawodników i tworzenie legendy ostoi demokracji i wolności słowa.
Fascynujący i zarazem sprzeczny to obraz klubu, wizytówki walczących o niepodległość Katalończyków. Ojcami założycielami byli handlowcy z Anglii i Szwajcarii, wielkość klubu tworzyli brytyjscy i holenderscy trenerzy. Na boisku dominowali różnej maści obieżyświaty: Kubala, Cruijff, Maradona, Lineker, Koeman, Stoiczkow, Romario, Ronaldo, Ronaldinho czy obecnie Messi.



Kilka lat temu poznałem i zaprzyjaźniłem się z pewnym Katalończykiem Juanem, fanem FC Barcelony, bardzo kolorowym człowiekiem, któremu zupełnie nie służyło brytyjskie słońce. Dużo rozmawialiśmy o drużynie. Powiedział mi wtedy, że w Hiszpanii kibiców jego drużyny nazywają Polaco. Znana była mu historia naszego kraju, który przez ponad wiek był wymazany z map świata. Twierdził że nasze losy są podobne i dlatego jesteśmy bliscy sercu jego braci.
W książce odnalazłem nieco bardziej prozaiczne wyjaśnienie. Katalończyków nazywano Polaco, bo mieli równie niezrozumiały język jak nasz.
Mógłbym jeszcze pisać i pisać o historii Kubali i o wygranej walce o niego z Realem Madryt, o di Stefano początkowo zakontraktowanym w barcelońskim klubie, o wybrykach Maradonny, Romario czy Ronaldo, walce o władze w klubie itd. Wszystko to jednak czytelniku sam możesz wyczytać sięgając po książkę. Paweł Witkowicz dziennikarz sport.pl na tytułowej stronie pod tytułem, napisał: Ta książka jest dla wszystkich. Bo Burns nie opisuje Barcy na kolanach. On ją opisuje dobrze. Pod tym i ja się podpisuje

piątek, 16 marca 2018

Czyszczenie półek WHSmith

Piątek popołudnie, udało mi się wyrwać kilka minut wcześniej z pracy i pomyszkować na półkach w WHSmith. W Exeter mają specjalne trzy regały z książkami, które zalegają w magazynie i co jakiś czas uzupełniają je nowymi pozycjami. Oto co udało mi się dzisiaj wyszperać za 1£ za sztukę...



Po pierwsze dwie pozycje Nick'a Hornby:
- About a Boy 
Piękna opowieść o relacjach nieco zblazowanego, myślącego tylko o sobie mężczyzny w średnim wieku i chłopca wychowywanego przez samotną matkę. Książka został zekranizowany w 2002 roku w roli głównej Hugh Grant (Był sobie chłopiec).
- Fever Pitch
Moja ukochana książka przedstawiająca losy londyńskiego Arsenalu oczyma zagorzałego fana. Posiadam wersję polską o której nieco pisałem tutaj... Owe nietypowe wspomnienia zostały zekranizowana w roku 1997 (Miłość kibica) w jedną z głównych ról wcielił się Colin Firth.
- The story of the World Cup
Pozycja ta, to vademecum wiedzy o piłkarskich mistrzostwach świata. Na 430 stronach Brian Glanville zebrał informacje na temat mistrzostw odbywanych między rokiem 1930 a 2006. Prawdziwa encyklopedia spotkań, pasjonujących opowieści, herosów piłkarskich  i ekip które złotymi zgłoskami zapisały się w historii futbolu.

niedziela, 11 marca 2018

Rzeczy których nie wyrzuciłem

Druga niedziela marca to dla Brytyjczyków okazja do świętowania Mother's Day. Kubki, kartki i inne gadżety mają przypominać jaka to ważna osoba w naszym życiu. Różnie to bywa, ale chwała im za taki gest. Ja natomiast wysłuchałem audiobooka który idealnie wpisuje się w ten dzień. Chwyta za serducho, uzmysławia nam o tym co jest ważne i prędzej czy później dotknie każdego z nas. Rzeczy których nie wyrzuciłem to książka o ulotności chwil i ich znaczeniu w naszym życiu.



Marcin Wicha snuje opowieść o przedmiotach, książkach i innych szpargałach pozostawionych przez jego zmarłą matkę. Różnie bywa między synem i matką, raz są bliżej raz dalej, światy w jakich żyją raz się ze sobą przeplatają innym razem rozchodzą się w dwie przeciwległe ścieżki. Dwa zupełnie inne światy jak się okazuje zakorzenione we wspólnych wartościach i doświadczeniach.
Przedmioty, które początkowo mają na celu powrót do nostalgicznych chwil z przeszłości, żyją własnym życiem. Bardzo często to one warunkują miejsce w jakim jesteśmy. Książki kucharskie namiętnie kolekcjonowane przez matkę, są niczym innym jak zakodowanym głęboko w pamięci  strachem przed wojną i głodem. Wieczne pióra, które wiecznymi nie są. Nasze rzeczy mówią, opowiadają o nas przywołują wspomnienia, anegdoty na długo po tym kiedy przestajemy ich używać. 
Marcin Wicha zabiera nas w podróż pożegnalną swojej matki, wprowadzając w świat przeszłości, konwenansów, tabu, książek w zabrudzonych, płóciennych oprawach, drobnych rysunków na marginesach gazet i zagubionych armii długopisów BIC. Jest to przede wszystkim opowieść o książkach, wokół których autor dorastał, są one pretekstem do odbycia sentymentalnej podróży do przeszłości, stanowi platformę pomiędzy życiem a śmiercią
Ta bardzo intymna opowieść jest także próbą odpowiedzi na pytanie „kim jestem i skąd się wziąłem?”, pytanie na które prędzej czy później będziemy potrzebować odpowiedzi.

Ps Poniżej na marginesie, choć nie koniecznie małymi literami, chciałbym Wszystkim Matką Podziękować za to że Są Naj.........

środa, 7 marca 2018

Paczka z książkami

Naczekałem się na moją paczuszkę z książkami. Nim dotarła do celu wędrowała do mnie  przez śnieżne zamiecie, deszczowe oberwania chmur i ponure panie na poczcie piętrzące kolejne urzędnicze rytuały. Nie ważne, mam ją już w swoich łapskach i przed kilkoma minutami rozpakowałem.





Jest ich trzy:

- Na wschód od zachodu - Wojciech Jagielski
Lubię Jagielskiego, dawniej jego wojenne reportaże rozbudzały moją wyobraźnię, dziś dociera do mnie poprzez swoje opowieści, gdzie prawda mija się z fikcją, ale po wszystkim zamykam oczy i widzę realnych ludzi i realne historię. Spać nie mogę bo wciąż je przerabiam w swojej głowie.

- Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania. - Katarzyna Bonda
Będzie to moja pierwsza książka tej autorki, królowej polskiego kryminału. Po głowie chodzi mi pomysł na pewną historię z elementami kryminału. Może coś podpatrzę, wykorzystam, nauczę się.

- Magia słów. Jak pisać teksty które porwą tłumy - Joanna Wrycza-Bakier
Przeczytałem kilka miłych recenzji na temat tej książki, chcę je skonfrontować i wykorzystać w swoich projektach. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


sobota, 3 marca 2018

Maus


Dwa dni pięknej białej zimy i powód do normalności. Szarość i plucha. Typowo angielska pogoda z nieustającym i wręcz monotonie depresyjnym deszczem. Chciał, nie chciał, ponownie sięgnąłem na półkę na której odnalazłem komiks Maus, z krótką adnotacją Umbero Eco na tylnej obwolucie.





Maus jest książką, od której nie można się oderwać. Kiedy dwie myszy mówią o miłości, jesteś poruszony, kiedy cierpią - płaczesz. Powoli w trakcie tej małej przypowieści zawierającej w sobie cierpienie, humor i codzienne wybory życiowe zostajesz pochłonięty przez język wschodnioeuropejskiej rodziny i wciągnięty w  hipnotyzujący rytm narracji, a kiedy kończysz Mausa, jesteś nieszczęśliwy, że porzuciłeś ten magiczny świat.

Tymi słowami wyraził swój zachwyt nad dziełem Art'a Spiegelman'a. Książką nietypową bo opowiadającą o Holocauście za pomocą obrazka. Komiksy kojarzymy raczej z prostą rozrywką dla dzieci, istnieje co prawda nisza z bardziej wyrafinowani odbiorcami jest to jednak grupa nieliczna nastawiona na walory artystyczne.
Maus jest nietypowy, narysowany i na pisany w dwóch płaszczyznach czasowych. Jest to opowieść w opowieści. Po pierwsze przedstawione są tu relacje ojciec-syn, dochodzą do tego przeżycia wojenne i tragiczna (samobójcza) śmieć matki. Po drugie mamy tu historię żydowskiej rodziny autora, jej perypetię przed i w trakcie drugiej wojny światowej. Pomimo formy w jaką została ubrana bardzo rzeczywistą i ujmującą. Komiks korzysta z nieco innych środków przekazy niż książka, która swoimi opisami, barwnym językiem i niedopowiedzeniami pozwala uruchomić wyobraźnię. Stajemy się wówczas częścią historii, rozumiemy ją i czujemy, jesteśmy zaangażowani emocjonalnie. Komiks operuje skrótami, onomatopeją, trochę językiem (w formie dymków) a przede wszystkim obrazem. Art Spiegelman wykorzystuje to wprost perfekcyjne. Żydów przedstawia jako myszy, Niemcy to koty, Polacy świnie (oj dostało się nam), Amerykanie to psy, a Francuzi żaby. Żydzi mają swój specyficzny język, wyczuwalny wschodnioeuropejski dialekt. Dzięki tym prostym zabiegom, bez zbędnych słów, wiemy w jakim świecie się poruszamy. Jest to świat straszny, w której ludzie zapominają o swojej ludzkiej naturze, a przywdziewają swoje zwierzęce maski. Jest to czas pogardy do ludzkiego życia. Czas nienawiści i wszechobecnego zła. Zdehumanizowany świat przetrwania za wszelką cenę. Wyjątki są, ale jak to bywa, są to tyko wyjątki potwierdzające regule.
Piękna to historia, zawiła i skomplikowana w swej prostocie. Wojna nie kończy się wraz z zaprzestaniem działań wojennych, nie można po prostu zdjąć masek i wrócić do normalnego życia. Powiem tak, trzeba przeczytać.

piątek, 2 marca 2018

Stosik wstydu

Za oknem śnieg, ewenement w tym kraju. Zamknięte szkoły i uniwersytety. Siedzę więc z córką i przeglądamy nasze półki w poszukiwaniu skarbów. Jest ich kilka, ale trzy z nich wzbudzają we mnie poczucie winny i wstydu. Nie dlatego, że to paździerz. Po prostu nie potrafię zrozumieć czemu ich jeszcze nie przeczytałem (wszystkie pozycje są na moich pólkach blisko 10 lat).




- Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw - Jared Diamond
Nagroda Pulitzera 1998. Zakupiłem ją w 2008 roku w Taniej Książce za kilka złoty. Pamiętam, że bardzo chciałem ją przeczytać jest to opowieść o kształtowaniu się cywilizacji oczyma biologa, podróżnika (w owym czasie fascynowała mnie socjologia biologii). Jak to się stało, że pewne ludy uzyskały przewagę nad innymi? Dlaczego strzelby, zarazki i maszyny pomogły właśnie Europejczykom w podboju świata, a inne cywilizacje zginęły bezpotomnie? Na te i inne pytania odnajdziemy odpowiedzi w książce do której na pewno niedługo wrócę.

- Grecki skarb - Irving Stones
Mniej więcej w tym samym czasie, w roku 2009 dostałem książkę w prezencie urodzinowym. Irving Stone, pisarz amerykański, miał talent do snucia całkiem interesujących opowieści biograficznych o artystach, pisarzach i uczonych. Moja ulubiona to Pasja życia o Vincencie van Goghu. Grecki skarb to zbeletryzowana biografia Henryka Schiliemanna, archeologa, słynnego i kontrowersyjnego odkrywcy Troi.

- Lód - Jacek Dukaj
Książkę zakupiłem w roku 2013, czyli całkiem niedawno. Miałem wtedy fazę na Dukaja, przeczytałem jakieś opowiadania, dwa lata wcześniej Wrońca, a wiosną tegoż roku Inne Pieśni (muszę któregoś dnia podzielić się wrażeniami bo to świetna fantastyka). Pozytywne recenzje nie dawały mi spokoju, a alternatywna historia Polski tylko to potęgowała. Tydzień później do mych drzwi zapukał kurier i wręczył mi 1050 stronicowe dzieło. Do dziś szukam chwilki by za Lód Dukaja się zabrać.




Powyżej widok z mojego okna, ja natomiast korzystając z okazji kolejnego wolnego dnia idę coś ugotować, a potem poczytać. Pozdrawiam.

czwartek, 1 marca 2018

Z wizytą w Waterstones

Mamy czwartek, czyli World Book Day. Moja córa była nieco zawiedziona, bo zasypało Exeter i w jej szkole odwołano zajęcia, a wraz z nimi paradę książkowych postaci. Plus jest taki, że dzień ten spędziliśmy razem na zabawie w śniegu i czytaniu książek.
Dzień wcześniej wybrałem się z wizytą do lokalnego Waterstones...




... i nakręciłem krótki filmik... oto on... Serdecznie Zapraszam...


Przez księgarnie śmignąłem niczym wiatr, ale chwilkę przystanąłem przy polskich autorach (Ryszard Kapuściński i Andrzej Sapkowski). Budynek składa się z trzech poziomów dolny to bestselery i dział dziecięcy, piętro drugie beletrystyka i kawiarnia, natomiast na pietrze trzecim mamy propozycje popularnonaukowe, reportaże, biografie i podróże. Waterstones to taki polski Empik, ale przyjazny dla klientów jest gdzie przysiąść i przejrzeć ciekawą książkę przed zakupem.




Powyżej Zosi szkoła o poranku... zamknięta na cztery spusty... Winter coming....