niedziela, 26 lutego 2017

Nienasycony

Po książkę Pawła Wilkowicza sięgnąłem z ponad 39 stopni gorączki, leżąc w łóżku i rozmyślając o sensie i bezsensie ludzkiej egzystencji. O chwilach pięknych ale także wartych wymazania no i o innych pierdołach nie koniecznie mający związek z piłką. W głowie również pojawiła się myśl iż za parę dni dojdzie do konfrontacji Legii Warszawa z Ajaxem Amsterdam w 1/16 pucharu Ligii Europy i chcąc zapomnieć o bólach doczesności rozpocząłem mentalnie przygotować się do meczu. W czwartkowy wieczór tylko się utwierdziłem że polskie drużyny wiosną szału nie robią, skończyło się honorową porażką. Pozostała mi tylko przyjemność po obcowania z dobrą piłkarską lekturą. 


Z biografiami czynnych sportowców mam jeden problem, a mianowicie nie do końca wiem czy jest to właściwy moment by podsumowywać karierę. Przed nimi jeszcze długie lata kolejnych sportowych wyzwań. Nienasycony jednak nie do końca jest piłkarską biografią, co prawda mamy tu krok po kroku przedstawioną ścieżkę zawodową Roberta Lewandowskiego, jego początki w Varsovi, nieudany epizod w Legii i odrodzenie w Zniczu Pruszków a potem mistrzostwo Polski z Lechem Poznań. Opisane jest to jednak tak przy okazji. Nie znajdziemy tu tak lubianych przez piłkarzy i cele-brytów brudów  i plotek z szatni. Jest to raczej przedstawienie pomysłu na karierę. Książka ociera się o tak popularny w obecnych czasach coaching. Pracy nad sobą wykorzystując wszystkie dostępne narzędzia. Dieta, praca na siłowni, trening na boisku ale również praca z ludźmi odpowiadającymi za kondycje psychiczną. To dzięki pracy Robert stał się sportowcem światowej klasy. To czego dokonał najlepiej opisuje biograf Pepa Guardioli, Marti Peranau:

Ma swoje zdanie bardzo chce wygrywać, jest chory na gole, ale nie jest egoistą. Rwie się do walki, ale potrafi to wszystko robić na chłodno. Mówiąc najprościej, że jest gorący w ambicjach i chłodny w wykonaniu. Dobrze wyczuwa moment meczu i dobiera odpowiednie rozwiązanie. Jest wojownikiem, ale polega na umiejętnościach, anie przepychankach. Jest twardy, ale ma też swoją miękka stronę.

Nienasycony jest właśnie o tym o ciężkich treningach i zimnym planowaniu kariery. Robert nie jest fanem klubów jest zawodowcem za którego pracę otrzymuje godziwe pieniądze. Są wyjątki takie jak na przykład reprezentacja ale i tu jest miejsce na profesjonalizm. W książce oczywiście jest mowa o najważniejszych meczach w karierze jak cztery bramki w półfinale z Realem Madryt, czy pięć bramek w 10 minut w ligowym meczu z Wolfsburgiem, jest to raczej wisienka na torcie pokłosie ciężkiej pracy nad sobą. Choć nie jestem fanem coachingu książkę czytało mi się całkiem dobrze nie mogę jednak powiedzieć że złapała mnie za serducho i przybliżyła mi prawdziwą postać Roberta Lewandowskiego. Jest to raczej laurka dla tego wyjątkowego piłkarza.

czwartek, 23 lutego 2017

Nook Simply Touch - recenzja czytnika

Dzisiaj będzie trochę sentymentalnie o moim czytniku, który jest już ze mną od Bożego Narodzenia roku 2012. Leżał sobie u podnóża zielonej choiny w swoim lśniącym pudełeczku i czekał na rozpakowanie. Na zewnątrz zimno tylko śniegu brak, w domu natomiast pachniało jałowcem i pysznymi ciastami a w tle było słychać kolędy... oj aż łezka się zakręciła.
Chwiałbym wam dzisiaj przedstawić moje maleństwo po bez mała pięciu latach bezproblemowego użytkowania, bez chwili zawodu czy frustracji. Nook stał się moim najlepszym przyjacielem, którym chciałbym się dzisiaj pochwalić...


  
Mam nadzieje że będzie się wam podobała moja próba video recenzji Nook Simple Touch'a, pomimo swego wieku ma wiele zalet: oryginalny wygląd, dotykowy ekran e-link a przede wszystkim podświetlenie ułatwiające czytanie w nocy. Pomimo rozdzielczości 800x600 czcionki są wyraźne i czytelne a wszystko działa całkiem sprawnie i choć coraz częściej myślę o przesiadce na Kindla Paperwhite jeżeli do tego w ogóle dojdzie, Nook na pewno znajdzie swoje honorowe miejsce na półce z moimi ukochanymi książkami.

środa, 22 lutego 2017

1945 Wojna i pokój.

Po książkę Magdaleny Grzebałkowskiej sięgnąłem z rocznym poślizgiem. Miałem ją już w koszyku w grudniu 2015 potem w lutym 2016 ale zakup odłożyłem. Za trzecim razem (grudzień 2016) nie myśląc za dużo książkę nabyłem i cieszę się z tej decyzji. 




Dla wielu polskich rodzin rok 1945 nie jest rokiem zwycięstwa i pokoju. Dla większości był to rok lęku o przyszłość, masowych przesiedleń i zbrojnych bojówek różnorakich maści poukrywanych w lasach. Przede wszystkim był to rok pogardy. Pogardy okazanej wszystkim którzy mieli okazje pamiętać ten rok.
Będąc szczenięciem uczono mnie że druga wojna światowa skończyła się w Europie w maju 1945 gdy Hitler popełnił samobójstwo w swoim bunkrze w raz z Ewą Braun. Prawda jest taka że ciągnęła się jeszcze przez długie miesiące a nawet lata (żołnierze wyklęci czy ukraińscy bojownicy UPA), ludzie tracili swoje domy i dobytek na długo po zakończeniu działań wojennych. Przerzucano ich z jednego miejsca na drugie, traktowano jako darmową siłę roboczą władzę oddawano w ręce ludzi silnych o nie do końca dobrym kręgosłupie moralnym. Wszędzie roiło się od szabrowników i złodziei na których początkowo przymykano oko (sprawiedliwość dziejowa). W wielkim skrócie o tym jest książka Małgorzaty Grzebałkowskiej.
Autorka dokonała tytanicznej pracy docierając do materiałów z tego okresu, poszukując żyjących świadków wydarzeń roku 1945.  Rozmawiając z nimi przed oczyma stawał jej obraz Polski zniszczonej pozbawionej jakiejkolwiek nadziei, krok po kroku jednak dźwigającej się z kolan. Dziennikarka wprowadzając chronologię (kolejne rozdziały do kolejne miesiące roku 1945) dała nam punkt odniesienia jakie następowały i w ludziach i w ich myśleniu. Początkowy strach zamieniał się w prymitywną chęć życia (np grabieżach, samowolach, mordach niewinnych) z czasem opamiętania i odbudowy zniszczonego kraju. Ciągnęło się to latami i wiele spraw do dziś jest nie wyjaśnionych.
Każda polska rodzina ma z tego okresu jakieś wspomnienia. W starym domu moich dziadków jeszcze w połowie lat 90-tych stał stary poniemiecki zegar, pamiątka po roku 1949 gdy babcia namówiła męża do powrotu do Radomia (przez 4 lata mieszkali na ziemiach odzyskanych w Szczecinie) będąc bardzo nieszczęśliwą śpiąc pod cudzym dachem i bojąc się odwetu.
Cudowna książka o czasach pogardy dla życia i bliźniego, ale też o miłości i nadziei. Polecam serdecznie.

wtorek, 14 lutego 2017

Ulica marzycieli

Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości. Pierwsza strona, pierwsze zdanie, idealnie komponuje z dzisiejszym świętem św. Walentego. Jest więc okazja by trochę poopowiadać o książce irlandzkiego pisarza Roberta McLiam'a Wilsona'a. Miłość w tej historii ma wiele twarzy, jedną z nich jest rodzinne miasto autora, Belfast piękne ale pogrążone w bratobójczej wojnie domowej. 



Robert McLiam Wilson stworzył historię prostą a zarazem ponadczasową. Mamy grupę przyjaciół zamieszkujących Irlandię Pł, są młodzi średnio interesuje ich polityka chcą żyć i kochać i o tym właśnie jest ta książka. Miłość jak i życie rządzi się jednak własnymi prawami przychodzi wtedy kiedy nikt się jej nie spodziewa, doznawana tym intensywniej gdy jesteśmy niepewni jutra. Mamy tu pogrążony w zamachach terrorystycznych Belfast i przyjaciół z z obu stron konfliktu którzy pomimo politycznych animozji normalnie ze sobą współistnieją. Czasem takie połączenie jest może być wybuchowe tym bardziej że perypetie bohaterów są z tych słotko-gorzkich.
O dziwo nie jest to dramat, zdarzają sie momenty łapiące za serducho gdy opisywany jest zamach, przeważnie jednak przedstawiane jest normalne życie mieszkańców z ich problemami dnia codziennego. Jest tu miejsce na pracę (jeden z bohaterów Misiek prowadzi całkiem pomysłowy wysyłkowy interes) jak i miłość. Jak na ironie to drugie przychodzi zupełnie nieoczekiwanie tak jak by przy okazji. Marazm zastępuje coś wznioślejszego a doczesne problemy choć ciągle istniejące, są usuwane w cień. Pełno tu głupich rzeczy jakie zdarzają się każdemu z nas, niedomówień, roszczeniowych postaw. Miłość jednak zawsze zwycięża nawet gdy się tego nie spodziewamy.

Ps. Dziś Walentynki czasem miło sobie uświadomić że to nie tylko dzień pięknych kartek i kwiatów ale i miłości która nie koniecznie musi być cukierkowa najważniejsze by była prawdziwa.

niedziela, 12 lutego 2017

Dobre kobiety z Chin

Wraz z zeszłym tygodniem nastał chiński rok koguta. Natrafiła się okazja by trochę nawiązać do tej części świata bo jakby na to nie patrzeć to paradoksalnie o Chinach pomimo ciągłej bytności w naszej świadomości nie wiemy wiele, a już o tym jak traktowane są tam kobiety nie wiemy kompletnie nic. Na górnej półce odkopałem już nieco zakurzoną i zapomnianą przez zemnie pozycję Xue Xinran Dobre kobiety z Chin.



Inspiracją do napisania książki była dla Xue Xinran wypowiedź cudzoziemca, który zapytany, co wie na temat sytuacji kobiet w społeczeństwie chińskim, stwierdził, że panuje w nim równość. Autorka postanowiła pokazać, że Chiny to nie tylko herbata, jedwab i „rewolucja kulturalna”. A poza znanymi faktami ze społecznego i politycznego życia tego kraju istnieją jeszcze sprawy nieopisane i nieznane, dotyczące życia rodzinnego i seksualnego. Książka Xinran jest wynikiem jej długoletniego doświadczenia reporterskiego oraz rozmów, które przeprowadziła z setkami kobiet. Autorka uważnie śledzi zmiany, jakie dokonały się w sytuacji Chinek na przestrzeni dziejów. Zestawia losy matek, córek i wnuczek. W przejmujący sposób kreśli sylwetkę samobójczyni pojmującej miłość jako „obrazę moralności”, dziewczyny molestowanej przez ojca oraz tragedię młodych kobiet gwałconych przez hunwejbinów w ramach „szkolenia”. W te wszystkie historie wplata osobisty wątek, opisując własne doświadczenia z pracy w rozgłośni państwowej.


sobota, 4 lutego 2017

1001 Movies

Dzisiaj będzie trochę nie typowo bo nietypowa jest książka o której będę opowiadał, a znalazłem ją pod świąteczną choinką kilka tygodni temu.


Pozycja wpisuje się w milenijny trent podsumowań, a chodzi o to co trzeba zobaczyć, zwiedzić, posmakować, posłuchać, dotknąć czy poczuć nim się zejdzie z tego ziemskiego padołu. W moje ręce wpadło 1001 Movies you must see before you die i muszę się przyznać nie mam bladego pojęcia czy tych filmów jest tyle ile podaje tytuł. Muszę też przyznać się że piszę o książce której nie przeczytałem do końca, do chwili obecnej smakuje poszczególne propozycje przypominam sobie fabułę lub odznaczam w notesie do co chcę zobaczyć. Po mimo kilkudziesięciu wiosen zakładam że jeszcze mam trochę czasu. 
Książka jest świetna, sprawdza się idealnie jako kompendium wiedzy o filmie od roku 1902 gdy powstał A Trip the Moon do roku 2015 i najnowszej odsłony Mad Max Furia w reżyserii George Millera. Krok po kroku z roku na rok dostajemy kolejne produkcje które warte są obejrzenia i choć przeważa kinematografia rodem z Hollywood to nie brakuje tu perełek z Europy, Azji czy nawet Afryki. Z Polską związane jest 14 produkcji, niektóre powstały w koprodukcji z innymi partnerami inne są firmowane polskim nazwiskiem reżysera. 


Zaznaczyć pragnę że wspomniane filmy to nie tylko rok produkcji i tytuł ale rzeczowa prezentacja fabuły, aktorów którzy mieli przyjemność tam zaistnieć i zdobyte nagrody na międzynarodowych festiwalach. Z książki wyłuskałem następujące filmy:

- Popiół i Diament - reż. Andrzej Wajda, rok 1958 (Pol)
- Pasażerka - reż. Andrzej Mung, rok 1963 (Pol)
- Rękopis znaleziony w Saragossie -  reż. Wojciech Has, rok 1965 (Pol)
- Repulsion (remake Noża w wodzie z roku 1962) - reż. Roman Polański, rok 1965 (Ang)
- Dziecko Rosemary - reż. Roman Polański, rok 1968 (USA)
- Chinatown - reż. Roman Polański, rok 1974 (USA)
- Człowiek z marmuru - reż. Andrzej Wajda, rok 1977 (Pol)
- Człowiek z żelaza - reż. Andrzej Wajda, rok 1981 (Pol)
- Dekalog - reż. Krzysztof Kieślowski, rok 1988 (Pol)
- Europa, Europa - reż. Agnieszka Holland, rok 1990 (Pol, Nie, Fra)
- Podwójne życie Weroniki - reż. Krzysztof Kieślowski, rok 1991 (Pol, Fra)
- Trzy kolory: Niebieski - reż. Krzysztof Kieślowski, rok 1993 (Pol, Fra)
- Trzy kolory: Czerwony - reż. Krzysztof Kieślowski, rok 1994 (Pol, Fra)
- Ida - reż. Paweł Pawlikowski, rok 2013 (Pol, Dan, Fra, Ang)

Wracam do studiów i poszukiwań perełek na kolejne wciąż długie zimowe wieczory, a książkę polecam bo poszerza nie tylko naszą wiedzę o kinematografii na świecie ale zachęca do dalszych poszukiwań. 

Ps. nie zniechęcajcie się rozmiarami tysiąc stron w takiej oprawie nie jest straszne...