Z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka, jako przykładny rodzic postanowiłem poszperać na półce z książkami mojej córki. Trochę się tego uzbierało. Kilka japońskich mang, craftowych podręczników, trzech pierwszych tomów o Harrym Potterze, kilkunastu tomów przygód o małoletnich super bohaterkach, dwóch pozycji ukochanej pisarki Kate Saunders (pisze o nich tutaj) i biografii znanych kobiet, wygrzebałem cztery tomy dzienników nastoletniej Nikki.
Główna bohaterka początkowo nie potrafi odnaleźć się w nowej szkole. Dzięki stypendium trafiła do jednej z najbardziej prestiżowych i drogich placówek w Północnej Karolinie. Koleżanki nazywają ją Dork ze względu na jej status materialny. Z czasem nawiązuje przyjaźnie i spotyka chłopca, którego obdarza uczuciem.
Kartkując kolejne strony rzuca się w oczy trzcionka stylizowana na odręczną i rysunki co ważniejszych wydarzeń. Wygląda to na najprawdziwszy dziennik dziewczynki, zeszyt w linie wypełniony zapiskami i przemyśleniami. Czasem prowadzony starannie innym razem dużymi drukowanymi literami. Są też i przekreślenia i komisowe dymki.
Książka sprawia dobre wrażenie. Ponad czasowa historia. Młody człowiek próbujący się odnaleźć w obcym mu środowisku. Początkowo zastana sytuacja przerasta go, ale poznaje nowych przyjaciół i razem łatwiej walczyć z przeciwnościami losu. Każdy tom to inna przygoda i historia do opowiedzenia. Na półkach Zosi odnalazłem sześć tomów, w Polsce wydanych jest dziewięć natomiast oryginalnie seria ma już szesnaście zeszytów.