czwartek, 11 czerwca 2020

The Last Dance

Czas pandami ma w sobie coś magicznego. Abstrahując od całej anormalnej sytuacji setek tysięcy chorych, milionów zamkniętych w domach, pustych ulic itd. Dla większości z nas to czas zadumy, refleksji i nostalgii. Myśląc o przyszłości spoglądamy w przeszłość. Ostatni taniec wyświetlany na platformie Netflix wpasował się idealnie w wydarzenia jakie mają teraz miejsce.


Moje pierwsze spotkanie z Michaelem Jordanem to roku 1992, Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie i koszykarski Dream Team. Nie dospane wieczory z Włodkiem Szaranowiczem i magazynem Hej hej tu NBA a przede wszystkim betonowe boiska koszykarskie na każdym podwórku.
Latający Byk Michael Jordan to pierwsza biografia jaką przeczytałem w swoim życiu. Dziś powiedziałbym raczej przeciętna, koncentrowała się na wydarzeniach boiskowych i pierwszym mistrzostwie Bulls. Moja miłość do NBA odeszła wraz Jordanem w roku 1998, a książka o Latającym Byku trafiła w ręce mojego przyjaciela.
Wspomnienia powróciły wraz z serialem Netflixa. Determinacja i wiara w zwycięstwo, walka ze słabościami a przede wszystkim drużyna. Jordan był wielki już w latach 80-tych, ale to jego metamorfoza w latach 90-tych sprawiła że stał się legendą. Zrozumiał, że musi stać się przywódcą i liderem.  Z czasem jego charyzmatyczny charakter udzielił się kolegą z drużyny, zaczęli zwyciężać, zdobywać trofea. Gdy tylko znalazł się na szczycie rozpoczęło się poszukiwanie rys. Jak to bywa im był wyżej tym stawały się widoczniejsze. Niemal despotyczna chęć zwycięstwa coraz bardziej uwierała coraz większemu gronu życzliwych. Czara przepełniła się w roku 1993, gdy Michael zrezygnował z koszykówki.
Wzloty i upadki to częsty scenariusz w sporcie. Ciężka praca której efektem jest sukces także. Jordan wszystkiego tego doświadczył w drużynie która przed i po nim była raczej pośmiewiskiem ligi. Świetny serial, który sprawił, że poczułem się młodszy. Ach te sentymenty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz