Nie mogłem zasnąć przez kila dni, powód Wyspa Sigríður Hagalín Björnsdóttir, kolejna post-apokaliptyczna dystopia, która naprawdę przy minimalnym wysiłku mogła by być realna.
Islandia to samotna wyspa na oceanie atlantyckim, zamieszkała przez nieco ponad 300 tysięcy mieszkańców żyjących we względnym dobrobycie od kilku wieków. Niegdyś skazana na samotność w chwili obecnej czerpiąca garściami z osiągnięć globalnej cywilizacji. Pewnego dnia traci jednak kontakt z resztą świata a próby jakiejkolwiek komunikacji kończą się niepowodzeniem. Nie wiadomo co się. W kraju nie ma głowy państwa i prezydenta. Tymczasowo gabinet przejmuje jeden z wicepremierów. Zebrane zapasy żywności uszczuplają się z dnia na dzień. W kraju wybucha panika tłumiona przez władzę, która co raz częściej stosuje totalitarne środki. Opozycja umieszczana zostaje w ośrodkach odosobnienia, jak również każdy obywatel który ma odmienne zdanie. Gospodarka wolnorynkowa w trybie przyśpieszonym zastąpiona zostaje planową. Priorytetem przetrwania jest żywność i w tym kierunku przenoszone są wszelkie zasoby ludzkie. Ludzi jest wciąż jednak za dużo problemem stają się tak zwani turyści i imigranci. Pierwsi nie znają języka i pragną jak najszybciej dowiedzieć się co stało się z ich rodzinami ci drudzy stają się pretekstem do czystek i ograniczenia populacji. Rzucone zostaje hasło: Islandia dla Islandczyków. Na ulicach dochodzi do linczów i aktów przemocy, rząd decyduje się na internowanie mieszkańców nie islandzkiego pochodzenia. Żywności wciąż brakuje, a na ulicach panoszą się bandy. Najgroźniejszą z nich jest policja i tzw odziały pomocnicze które powinny stać na straży spokoju.
Nie mamy tu do czynienia z krachem, który w jednej chwili wszystko paraliżuje. Zmiany są stopniowe i wydają się racjonalne. Brak wyborów to obrona przed chaosem, pustymi obietnicami i nieudolnymi próba ich realizacji. Silny rząd jest gwarancją stabilizacji. Zasoby są jednak ograniczone ale jak się okazuje nie dla wszystkich.
Książka to thriller postapokaliptyczny, kataklizm sam w sobie nie jest przerażający ot co tracimy łączność ze światem. Jednak z upływem czasu zauważany zmiany zachodzące w społeczeństwie nasilającą się przemoc i zanik empatii. Zakończenie jest otwarte pozostawia nas z pytaniami o los świata i tej małej wyspy gdzieś na północnych krańcach świat. Polecam.
Książka to thriller postapokaliptyczny, kataklizm sam w sobie nie jest przerażający ot co tracimy łączność ze światem. Jednak z upływem czasu zauważany zmiany zachodzące w społeczeństwie nasilającą się przemoc i zanik empatii. Zakończenie jest otwarte pozostawia nas z pytaniami o los świata i tej małej wyspy gdzieś na północnych krańcach świat. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz