Wracam do siebie, do książek zalegających półki, do długich jesiennych wieczorów przy rozświetlającej ciemności lampce. Minęły niemal dwa miesiące czytelniczej posuchy, taki czas książkowego detoksu. Trzy może dwie pozycje od czasu do czasu pochłaniały mnie na chwile, ale nie potrafiłem odnaleźć czasu by je szybko ukończyć.
Zmieniamy jednak czas na zimowy, dni będą jeszcze krótsze, to znak, że czas na dłużej zasiąść w wygodnym fotelu i pogrążyć się w ciekawej literaturze.
Inne ochoty zakupiłem za bezcen w taniej książce będąc na wakacjach w Polsce. Zabrałem ją ze sobą do Zakopanego (zdjęcie powyżej) i Krakowa. Przekartkowałem nieco w pociągu i po powrocie odłożyłem na półkę. Sięgnąłem ponownie wczorajszego wieczoru. Pomimo tego że nie jest to wielkie dzieło zmagające się z istotą bytu i przemijania w ciągu kilku kolejnych godzin pogrążyłem w damsko-męskiej dyskusji na tematy wszelakie. Przeszłość miesza się tu z przyszłością, wracamy do rodzinnych stron autora do jego biblioteczki w Warszawie, ulubionych autorów, obsesji z niepożyczaniem książek i opinii na temat rożnych gatunków literackich.
Science fiction i fantasy...
... Szczerze mówiąc, w ogóle tego nie rozumiem; Tolkiena nie przeczytałem... wydaje mi się, że tak wymyślać można w nieskończoność, ma trzy tomy, mógłby mieć trzydzieści albo sto trzydzieści: niby dziwne, a w istocie prostackie postaci, niby dziwne, a w istocie wulgarne przygody tych postaci, wszystko ustawione i można do końca świata zapierdalać. Co to jest, nie wiem, jakaś kombinatoryka fabularna? Literatura to nie jest w żadnym wypadku.
Reportaż...
... wydaje mi się, że dobry reportaż nie jest trudno napisać. Trzeba gdzieś pojechać, obejrzeć popytać, pogadać; całą substancję ma się od początku do końca daną. Jak ktoś włada dobrze językiem polskim, to reportaż w ciągu jednego popołudnia opracuje, z palcem w dupie.
Ryszard Kapuściński...
... jest pisarzem również dlatego, że w reportażach zmyślał... pierwszy krok w kierunku wielkości zrobił, gdy nie mogąc oddać pierwszego odcinka o Etiopii, mordując się, nie wiedząc, jak zacząć, w końcu olał czysty realizm, zaczął od zasłyszanej historii o piesku, który chodzi i szcza po butach.
Pilch mówi jak czuje nie owija w bawełnę. Używa tego swojego specyficznego języka jak gdyby snuł opowieść. Wspomni coś o książkach na biurku o piszących celebrytach o swojej ukochanej Cracovii i genezie jej pasiastych koszulek. Mógłbym tak bez końca. Trzeba przeczytać. Polecam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz