Nie był bym sobą, gdybym odpuścił sobie kolejną pozycję o Legii Warszawa. Zanim do tego doszło nastąpił kilkuminutowy dylemat, czy na pewno warto zaznajomić się z tą książką poświęcając na nią pieniądze i czas, nie jest bowiem tajemnicą, że w tym roku klub obchodzi stulecie istnienia i wydawnictw z nazwą Legii w tytule ukazuje się bezliku. Już po trzech dniach okazało się czy jest to skok na kasę czy nasze serca.
Na samym początku pragnę zaznaczyć, że jest to praca fana warszawskiej drużyny i do tego nie byle jakiego, bo syna jednego z najbardziej znanych przedstawicieli polskiego reportażu, Wojciecha Jagielskiego. Autor skupia się na dość krótkim okresie czasu, na występach Legii w Lidze Mistrzów w sezonie 1995/96. Nie zabrakło również retrospekcji poprzedzającej te wydarzenia i to co się stało z drużyną w kolejnym sezonie. Piotr Jagielski krok po kroku przedstawia nam wydarzenia oczyma głównych bohaterów (piłkarzy i trenerów) ich udziału w sukcesie jak i tego co wydarzyło się potem. Wielu z niuch nie ukrywa, że była tylko najemnikami, zaciężną armią która miała wywalczyć upragnioną Ligę Mistrzów. Sam autor był dziewięcioletnim chłopcem który wraz z ojcem z wypiekami na twarzy przyglądał się wyczynom swoich bohaterów.
Miło się wraca do tamtych czasów, do wielkich chwil, ale i do problemów z jakimi borykała się piłka nożna w Polsce. Na nowo przeżywamy kolejne mecze najpierw eliminacyjny pojedynek z IFK Goteborg, kolejne spotkania w grupie z Rosenborgiem, Blackburn i Spartakiem, a potem ćwierćfinał z greckim Panathinaikosem. Szczególnie ten ostatni utkwił w pamięci, Legia miała realne szanse na awans. W pierwszym meczu u siebie trudności sprawiła aura i stan boiska, w drugim faworyzowanie gospodarzy i czerwona karta Marcina Jałochy w 30 minucie. Po tym spotkaniu wszystko zaczęło sie sypać, drużyna przegrała z Widzewem i nie zdobyła mistrzostwa, a inwestor Janusz Romanowski wycofał się z dalszej współpracy z klubem. Po sezonie z drużyny odeszło 9 piłkarzy z podstawowej jedenastki i trener.
Jest to książka o radości z gry w piłkę, smaku zwycięstwa, o goryczy porażki, o realiach jakie targały ówczesną Legią, o przyjaźni wśród zawodowców i miłości kibiców oddanych drużynie. Najlepiej spuentował, to co targało piłkarskim sercem i nami wszystkim Jacek Bednarz po zwycięstwie z IFK Goteborg: "Ten dzień się już kończy, ale postanowiłem się nim jeszcze nacieszyć. Życie sportowca jest niestety smutne, a sukces tak ulotny. Jutro będą kolejne cele, które trzeba zdobyć, a przynajmniej o nie powalczyć. Dzisiaj chcę po prostu cieszyć się tą chwilą."
Ps. Sporo jest w książce informacji (statystyk) o konkretnych piłkarzach (gdzie występowali i jak potoczyły się ich losy po opuszczeniu klubu) a także o meczach Legii w Lidze Mistrzów (skład, zmiany, strzelcy goli)
Ps. Piotr Jagielski po ojcu odziedziczył dar słuchania i snucia opowieści, czyta się jego opowieść z wypiekami nie mogąc doczekać się kolejnej strony...:-)
Ps. Piotr Jagielski po ojcu odziedziczył dar słuchania i snucia opowieści, czyta się jego opowieść z wypiekami nie mogąc doczekać się kolejnej strony...:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz