Lubię wracać do Kapuścińskiego, lubię jego spokój i to jak przedstawia świat, jak go opisuje i jak wplata to co zastaje w szerszy historyczny kontekst. Zdaje sobie sprawę że zasada od szczegółu do ogółu jak mantra wklepywana jest na zajęciach z reportażu, ale niedoścignionym mistrzem jest Ryszard Kapuściński.
Podróże z Herodotem to tylko pretekst by snuć swoją opowieść, piękną opowieść o miejscach odwiedzanych przez Kapuścińskiego, na przemian przeplatanych z tym co opisywał Herodot w swoim dziele 2500 tysiąca lat wcześniej. Miejscami nie jesteśmy pewni kto tu jest głównym narratorem Kapuściński czy Herodot. Po pierwsze obaj mieli tą samą cechę potrafili się dziwić napotkanym rzeczą, sytuacją, ludziom, dociekać dlaczego tak jest, pytać o genezę wydarzeń. Geneza i historia nawet bardziej ich obu interesowała niż zastana rzeczywistość. Rzeczywistość była tylko odniesieniem do przeszłości do tego co było, do tego co zaklęte w opowieściach napotkanych ludzi.
W świecie Herodota niemal jedynym depozytariuszem pamięci jest człowiek. Żeby więc dotrzeć do tego, co zapamiętane, trzeba dojść do człowieka, a jeżeli mieszka on daleko od nas, musimy do niego pójść, wyruszyć w drogę, a kiedy już się spotkamy - usiąść razem i wysłuchać, co nam powie, wysłuchać, zapamiętać, może zapisać. Tak zaczyna się reportaż, z takiej rodzi się sytuacji.
Początkowo jak twierdzi Kapuściński podobnie jak Herodot czerpie swą wiedzę z rozmowy z ludźmi. Pierwsze spotkanie z dziełem greckiego historyka ma miejsce w trakcie studiów historycznych, jest to jednak jedynie forma wykładu, dyskusji rozmowy nauczyciela z uczniami (Dzieje Herodota nie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski). Z braku jakichkolwiek książek po drugiej wojnie światowej wiedza i dzielenie się nią następuje w formie ustnej. Uczy się więc dopytywać dociekać jak jest, jak było, konfrontować różne opinie. Jest to bardzo przydatne później gdy zostaje reporterem. Jedynym problemem może być język i niemożliwość skomunikowania się z innym (pierwsze wizyty w Indiach i Chinach są tego przykładem).
Herodot nie ma tego problemu jego świat to świat greków i greckich kolonii, pomimo tego wędrując wychodzi poza krąg znanego mu świata by móc przekazać jak świat postrzegają inni. Mamy więc Persów, Scytów, Egipcjan, Etiopów, Hindów, innych z którymi stara się skomunikować i poznać ich dzieje. Opisuje wiele ciekawych wydarzeń, początki wojen greków z persami (historia Krezusa), megalomanie władców (Dariusz i Kserkses) chęć władania całym światem. Zaznacza jednak że pamięć ludzka jest zwodnicza.
Ludzie zapamiętują to, co chcą zapamiętać, a nie to, co działo się w rzeczywistości. Każdy bowiem barwi ją po swojemu, każdy w swoim tyglu czyni z niej własną miksturę. Dotarcie więc do przeszłości jako takiej, takiej, jaka była ona naprawdę, jest niemożliwe, dostępne są nam tylko różne jej warianty, mniej lub bardziej wiarygodne, mniej lub bardziej dziś nam odpowiadające. Przeszłość nie istnieje. Są tylko jej nieskończone wersje.
Pomimo tego zbiera dostępne wersje i stara się je opisać. Podobnie czyni Kapuściński, zasłyszane historie opisuje próbując przekazać szerszy kontekst. Detale to tylko pretekst, ozdoba mająca nas zachęcić do dalszego poznawania ludzkiej natury i jej historii. Tym jest reportaż, dążeniem do poznania prawdy najczęściej będącą sumą subiektywnych doświadczeń.
Autor sprytnie wplata swoje doświadczenia z doświadczeniami greka, opowiadając tymczasem swoją historię, prywatną autobiografię podróżnika. Warto poświęcić tych kilka chwil by spojrzeć na świat oczyma Herodota i polskiego reportażysty. Warto bo to kawał dobrej opowieści o nieprzemijających regułach rządzących naszym światem.